Czarna Owca Pana Kota

Zamach na dzikie zwierzęta

Wybór Jana Szyszki na Ministra Środowiska trudno nazwać „dobrą zmianą” dla zwierząt. Nowy – stary minister (znany choćby z chęci wycięcia Rospudy przed kilku laty) jest osobą, dzięki której myśliwi eskalują swoje żądania. Postanowiliśmy podsumować, to co się wydarzyło od sierpnia ubiegłego roku – jakie podejmowano działania przeciwko zwierzętom dzikim. Zebrane w jednym miejscu pokazują, że na naszych oczach jest prowadzona nekropolityka wobec dzikich zwierząt.

Już niedługo widok dzikich zwierząt może być historią dzięki staraniom ministra Szyszki i lobby myśliwsko-łowieckiego.

Co to jest nekropolityka?

O nekropolityce względem ludzi pisał najpierw Michel Foucault (koncept biowładzy, czyli kontrolowania i regulowania społeczeństwa w zakresie funkcjonowania populacji, decydowania o ciele obywateli – dostęp do aborcji, zapłodnienia in vitro, eutanazji, sterylizacji, związków partnerskich, kwestia ubezwłasnowolnienia itp.) i Achille Mbembe (prowadzenie polityki, w której decyzja o życiu i śmierci jest formą dominacji nad populacją i jest podejmowana np. na bazie kryterium rasowego). Nekropolityka to zatem możliwość dyktowania kto może żyć, a kto ma umrzeć.

Kronika nekropolityki

Patrząc na to, co obecnie dzieje się w Polsce, wydaje być jak najbardziej uzasadnione używanie w stosunku do działań wobec dzikich zwierząt określenia „nekropolityka”. Ta „kronika” może być niepełna, mogły nam umknąć pewne podejmowane działania, ale i tak to, co poniżej zebraliśmy, przedstawia przerażający zapis działań zmierzających już chyba tylko do całkowitej eksterminacji dzikich zwierząt.

Sierpień 2016

Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Olszynie wydała zgodę na wniosek właścicieli stawów hodowlanych i gospodarstw rybackich na zabicie 1610 kormoranów, 183 czapli i 90 wyder na Warmii i Mazurach.

Wrzesień 2016

Specustawa mająca „ułatwić” walkę z Afrykańskim Pomorem Świń (brak tu refleksji nad etycznością zabijania dzików czy świń, jest to przeźroczyste — zwierzęta hodowlane już za życia traktowane są jak umarłe i przeliczane na tony mięsa, a dziki uznawane są za szkodniki. Władze zasłaniają się tzw. interesem publicznym) wprowadza tylnymi drzwiami możliwość dowolnego podejmowania przez urzędników: wojewodów, powiatowych lekarzy weterynarii, ministrów, decyzji o zabijaniu dzikich zwierząt, również w parkach narodowych. Oznacza to m.in. możliwość bezkarnego zabijania wszystkich zwierząt dzikich, w tym przedstawicieli gatunków, którym grozi wymarcie np. wilków, żubrów czy rysi. Ofiarami nowego prawa staną się również inne duże zwierzęta np. łosie. Decyzji o odstrzale zwierząt urzędnicy nie będą musieli z nikim konsultować, otrzymają całkowicie wolną rękę. Projekt ustawy profilaktycznie nie określa żadnych limitów, co oznacza, że jeśli urzędnik sobie tak zażyczy, może wydać decyzję o całkowitej eksterminacji jakiegoś gatunku zwierząt.

Minister Rolnictwa Krzysztof Jurgiel ogłasza, że do końca 2016 roku wszystkie dziki w przygranicznym pasie wschodnim mają zostać zabite. To około 150 tys. zwierząt.

Zabijanie dzików już trwało od początku roku 2016. Na terenach Białostockiej Dyrekcji Lasów Państwowych z bytujących tam 12,5 tys. dzików po półrocznej ich masowej eksterminacji przez myśliwych pozostało zaledwie około 6 tys. zwierząt.

Minister Szyszko wydał zgodę na zabicie 1/3 jeleni żyjących na terenie Babiogórskiego Parku Narodowego (około 60 zwierząt), bo zdaniem leśników jeleni jest za dużo i „zjadają cały młodnik lasu jodłowego”.

Październik 2016

Ministerstwo Środowiska zadecydowało, że w ciągu najbliższych 3 lat ma zostać zabitych około 25 tys. bobrów. Według danych Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Polsce jest 31 tys. bobrów. Można zatem powiedzieć, że jest to planowanie prawdziwej hekatomby, gdyż do odstrzału zaplanowano ponad 80% tych zwierząt. Mimo, że zwyczajowo przyjmuje się 21 dni na konsultacje, tak by organizacje społeczne mogły się odnieść do ministerialnych propozycji, w przypadku odstrzału bobrów ministerstwo dało organizacjom… 2 dni na konsultacje.

Listopad 2016

Starosta nowotarski Krzysztof Faber dopominał się u Ministra Środowiska zgody na zabicie wilków, bo… uwaga: „obserwują ludzi, w tym dzieci wracające wieczorem ze szkoły czy nabożeństw kościelnych”.  O powodach (bardzo sporadycznych) ataków wilków na ludzi pisze Robert Lyle. Wilk zaatakuje człowieka „tylko w samoobronie, kiedy nie ma już żadnej możliwości, to znaczy kiedy przyparty jest do muru, ma poczucie zagrożenia i nie ma żadnej możliwości ucieczki. Ewentualność ta dotyczy również sytuacji spowodowanej zranieniem wilka, na przykład kiedy zwierzę jest poważnie skaleczone albo bardzo chore i nie może się ruszać, lub przynajmniej nie może odpowiednio szybko uciec.”

Grudzień 2016/Styczeń 2017

I przyszedł czas na żubry – Nadleśnictwo Borki otrzymało zgodę od Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska na zabicie 10 żubrów – „chcemy odstrzelić kilka starych byków i młodzież, która nie jest w pełni gotowa do życia w lesie z powodu lichego zdrowia” jak doprecyzował nadleśniczy Kazimierz Sarżyński. O podobną zgodę wystąpili również leśnicy z Puszczy Knyszyńskiej. Jak podaje serwis oko.press, w obu puszczach prowadzone są komercyjne polowania na żubry – zwierzęta będące pod całkowitą ochroną. Na całym świecie pozostało już tylko około 5 tys. żubrów. Cena życia żubra w Polsce to 36 tys. zł.

W międzyczasie…

Ministerstwo Środowiska opracowało nowelizację ustawy Prawo łowieckie przyjętą przez rząd we wrześniu 2016 roku. Nowelizacja wprowadza dwie najważniejsze zmiany:

1.  kary dla osób utrudniających odstrzał dzikich zwierząt, co dotknie nie tylko aktywistów prozwierzęcych stających w obronie życia zwierząt, ale również przeciętnych Polaków i Polek, którzy znajdą się w nieodpowiednim miejscu i porze, np. spacerując, fotografując albo zbierając grzyby.

2.  myśliwi zyskają prawo wchodzenia na prywatne posesje i zabijania na nich zwierząt, wbrew woli właściciela/ki. Można co prawda będzie wystąpić do sądu i wnioskować o ustanowienie zakazu polowań z powodu swoich przekonań religijnych lub moralnych, ale oznacza to spore utrudnienia dla osób, którym obca jest „kultura” zabijania reprezentowana przez myśliwych. Dodatkowo wychodzi na to, że w Polsce prawo własności jest drugorzędne wobec prawa myśliwego do mordowania zwierząt.

Wraz z rządami Jana Szyszko w Ministerstwie Środowiska chyba większości osób, jeśli oczywiście miały takie naiwne przekonania, opadły klapki z oczu w sprawie możliwości ewentualnego „ucywilizowania” łowiectwa. Trudno nie dostrzegać, że myśliwi mają coraz większe (i niepohamowane) apetyty na zabijanie zwierząt, a także ograniczanie praw obywatelskich w zakresie, w którym te prawa mogłyby ograniczać ich w zabijaniu zwierząt.

Jednocześnie ministerstwo środowiska robi zamach na drzewa i tereny tzw. Natura 2000.  W 2016 roku przegłosowano ustawę wprowadzającą bezkarne wycinanie drzew na prywatnych terenach. Weszła w życie 1 stycznia tego roku. Rolnik spod Sławy w lubuskim wycina 20 tys. drzew na terenie Natura 2000. Na zlecenie Agencji Nieruchomości Rolnych.

Czy pozostaną jeszcze w Polsce jakieś zwierzęta (i drzewa) po rządach ministra środowiska – Jana Szyszki? Czy zostanie tylko Jan Szyszko?

Aśka Wydrych

Myśliwi ponad prawem?

Kiedy przez cały rok 2015 razem ze Stowarzyszeniem Ekostraż monitorowaliśmy polski wymiar sprawiedliwości i policję zwróciliśmy szczególną uwagę na sprawy z udziałem myśliwych. Monitoringiem objęliśmy 349 instytucji – 1/3 wszystkich sądów i prokuratur rejonowych w Polsce, a także wszystkie komendy wojewódzkie policji.

Zbadaliśmy 897 wyroków, które zostały nam udostępnione przez 142 sądy rejonowe z całej Polski. Wśród nich znalazło się 46 wyroków dotyczących myśliwych. Sprawy najczęściej dotyczyły zastrzelenia zwierzęcia domowego – psa lub kota, było też kilka wyroków w sprawach polowań na zwierzęta dzikie bez wymaganych zezwoleń. Sprawcy tych ostatnich zostali ukarani karami grzywny. Oczywiście nie chodziło o zwierzęta, o ich cierpienie, śmierć, a o fakt, że ktoś działał na szkodę finansową PZŁ i skarbu państwa.

Łowiectwo, polowanie, myślistwo i myśliwy. Wszystkie te słowa wiążą się z okrutną śmiercią zwierząt.

Ważne jest by pamiętać, że sprawy ścigane z Ustawy o ochronie zwierząt dotyczą tylko takiego krzywdzenia zwierząt, które jest nielegalne. W przypadku myśliwych dotyczy to zabijania zwierząt dzikich bez wymaganych pozwoleń czy zabijania zwierząt domowych. Zabijanie zwierząt dzikich z pozwoleniem jest całkowicie legalne w Polsce. Podobnie jak inne formy legalnej krzywdy tzn. hodowla zwierząt na jedzenie i później zabijanie ich w rzeźniach, hodowla zwierząt na futra, wykorzystywanie zwierząt w laboratoriach podczas testów i badań, które są dozwolone przez polskie prawo. Pamiętajmy, że legalne nie oznacza etyczne.

W przypadku myśliwych

większość wyroków stanowiły  umorzenia, aż 21,7%(!), pozbawienia wolności na okres próby (czyli tzw. wyrok w zawiasach – 45,7%), uniewinnienia czy zdumiewająco niskie kary grzywny. Warto zauważyć, że skala umorzeń wobec sprawców w badanych sądach wynosiła średnio 13,3% – w przypadku spraw dotyczących myśliwych jest znacznie wyższa – ponad 20%.

Czas na przykłady

Sąd Rejonowy w Olsztynie, (przy nieobecnym prokuratorze) wydał wyrok na dwóch myśliwych, którzy „na terenie leśnym Koła […] wspólnie i w porozumieniu usiłowali dokonać zabicia psa poprzez oddanie w jego kierunku strzału z broni myśliwskiej […] jednak zamierzonego celu nie osiągnęli z uwagi na ucieczkę psa”. Sąd zdecydował postępowanie karne warunkowo umorzyć na okres próby 1 roku. Dodatkowo orzekł od każdego z oskarżonych świadczenie pieniężne w wysokości 600 zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.

Podobnie Sąd Rejonowy w Choszcznie umorzył postępowanie na okres próby 2 lat za zabicie psa przez myśliwego. Dodatkowo obarczył go świadczeniem pieniężnym w wysokości 2 tys. na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.

Sąd Rejonowy w Krośnie skazał myśliwego za zabicie psa z broni palnej na zapłatę 2500 zł.  Biorąc pod uwagę to, że myśliwi z reguły należą do grup dobrze sytuowanych finansowo zapłata 600 zł czy nawet 2 tys. nie będzie dla nich dotkliwą karą. Tym bardziej że w żadnym z wyroków, które zbadaliśmy, pieniądze te nie zostały przeznaczone na leczenie poranionych przez nich zwierząt, odszkodowania dla opiekunów zabitych zwierząt (tak jakby pieniądze mogły zrefundować śmierć zwierzęcia) czy na organizację prozwierzęcą ratującą życie zwierząt.

To tylko przykładowe wyroki, podobnych im było więcej.

Prawdziwe „perełki”

Pośród wyroków znalazły się też prawdziwe „perełki” pokazujące nie tylko butę myśliwych, ale również lekceważenie ofiar przez sądy. Jeśli ofiarami były kobiety, często dochodził do tego seksizm i lekceważenie opinii, zeznań, doświadczeń osoby poszkodowanej ze względu na jej płeć. Doskonałym tego przykładem jest wyrok Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim. Nakreślając sytuację: kobieta wraz z psem wybrała się na spacer, pies szedł przy nodze kobiety. Oskarżony myśliwy tłumaczył, że „na skutek niewłaściwego rozpoznania celu z uwagi na zapadające ciemności, mgłę oraz porastającą obrzeże drogi roślinność był przekonanym, że oddaje strzał do dzika”.

Myśliwy nie tylko zabił psa spacerującego z opiekunką, ale bezpośrednio naraził zdrowie i życie kobiety. Jak ustosunkował się do tego sąd? Warunkowo umorzył na okres dwóch lat próby postępowanie oraz nakazał myśliwemu zapłatę świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej (czyli na rzecz skarbu państwa) 10 tys. zł. Ofiara nie otrzymała żadnej rekompensaty! Gorzej, dowiedziała się z uzasadnienia sądu wielu rzeczy o sobie m.in. tego, że właściwie sama sobie była winna (podobnie jak ofiary gwałtu zawsze są same sobie winne, a nie jest winny gwałciciel), że o mały włos nie została zastrzelona: „nosiła ciemne ubrania, bez żadnych elementów wyróżniających. Po oddaniu strzału X. usłyszał krzyk Y., stąd odłożył broń, wsiadł do pojazdu i wjechał w drogę gruntową podjeżdżając do wyżej wymienionej”. W ostatnim zdaniu pojawia się pewna nielogiczność – skoro oskarżony utrzymywał, że było mgliście i ciemno, to jak był w stanie oddać celny strzał? Musiał  doskonale widzieć, gdzie znajduje się jego ofiara.

W uzasadnieniu sądu możemy przeczytać „parokrotnie przeprosił pokrzywdzoną, ta zaś go zwyzywała i uderzyła w twarz.[…] Sąd generalnie uznał za wiarygodne wyjaśnienia oskarżonego co do przebiegu zdarzenia, tj. co do tego, skąd przyjechał i gdzie zatrzymał samochód przed oddaniem strzału i jak postąpił po jego oddaniu (wjechał w drogę gruntową i podjechał do pokrzywdzonej). Wyjaśnienia te są od początku konsekwentne i nie odbiegają od zasad doświadczenia życiowego i logiki postępowania – trudno zakładać, by myśliwy chcąc cokolwiek upolować podjeżdżał samochodem terenowym tak blisko, przodem w kierunku zwierzyny i to oświetlając ją światłami pojazdu. Takie postępowanie byłoby nieracjonalne niezależnie od tego, do czego chciałby strzelić myśliwy.

Pokrzywdzona twierdzi wprawdzie inaczej, ale jej zeznania: pewność, gdzie zatrzymał się wg niej samochód i jak był usytuowany, nie są wiarygodne. Pokrzywdzona znajdowała się w szoku na skutek strachu, następnie wzburzenia, nie panowała nad emocjami, stąd wulgarne słowa kierowane do oskarżonego i uderzenie go w twarz (co sama przyznała). W takim stanie emocjonalnym jej zdolność postrzegania wszystkich okoliczności zdarzenia i zapamiętywania tych spostrzeżeń z pewnością była ograniczona – do tego, co w sprawie dla pokrzywdzonej było najważniejsze, tj. że zastrzelono jej psa i że o mało ona nie zginęła. Dodać należy, że nastawienie pokrzywdzonej do oskarżonego jest do dzisiejszego dnia emocjonalne i choć emocje te są uzasadnione okolicznościami, to jednak są one bardzo negatywne, stąd mogą także rzutować na składane zeznania poprzez subiektywizowanie zdarzenia, bądź wypieranie z pamięci niektórych okoliczności. […] Wersja przedstawiona przez oskarżonego jest z kolei logiczna, nie obarczona aż takimi emocjami, stąd również precyzyjna i w tej precyzji konsekwentna.

Co możemy przeczytać w uzasadnieniu? „Sąd uznał za wiarygodne wyjaśnienia oskarżonego”, „wyjaśnienia są konsekwentne i nie odbiegają od zasad doświadczenia życiowego i logiki postępowania”, „pokrzywdzona twierdzi wprawdzie inaczej, ale jej zeznania […] nie są wiarygodne”.

Wyjaśnienia ofiary – kobiety są emocjonalne, ona sama jest, zdaniem sądu, rozchwiana emocjonalnie, rozhisteryzowana, niewiarygodna. Wiarygodny za to jest oskarżony – mężczyzna, myśliwy, osoba, która zabija zwierzęta.  Ważną uwagą do uzasadnienia tego wyroku podzieliła się ze mną Katarzyna Biernacka, była prezeska Stowarzyszenia Empatia. Powiedziała, że „brak emocji, być może bardziej nawet niż ich nadmiar powinien być dla sądu zastanawiający, szczególnie jeśli dotyczy sprawcy takiego czynu”.

Bardzo podobna sytuacja dotyczyła umorzenia dochodzenia wobec myśliwego przez Prokuraturę Rejonową w Opolu w sprawie dwukrotnego znęcania się nad kotami poprzez okaleczenie ich za pomocą metalowych szczęk – sideł pozostawionych na posesji. Postępowanie umorzono, bo prokurator uznał, że podejrzany nie kierował się bezpośrednim zamiarem zadania cierpień zwierzętom i nie dopuszczał się ich świadomie. Rozkładał sidła na swojej posesji w sposób nieświadomy – może robił to nawet podczas snu? Któż to wie? Prokurator uznał za wiarygodne wyjaśnienia myśliwego, który wskazywał, że „w swym działaniu kierował się potrzebą zabezpieczenia posesji przed szkodnikami”.

Co można z tym zrobić?

Dlatego tak ważne jest wprowadzenie do Ustawy o ochronie zwierząt zapisu o odpowiedzialności karnej dla osób działających zarówno w zamiarze bezpośrednim, jak i ewentualnym! Pisaliśmy już o tym na naszym blogu. To utrudniłoby umarzanie postępowań przez prokuratury w sytuacjach jak ta opisana! Tutaj zróbmy małą dygresję – jeśli jeszcze nie podpisałeś/łaś naszej petycji w tej sprawie, to zachęcamy Cię do niezwłocznego złożenia podpisu!

Pamiętacie książkę Georga Orwella „Folwark zwierzęcy”? Pamiętacie, że były tam zwierzęta „równe i równiejsze”. Również i wobec polskiego wymiaru sprawiedliwości pewne grupy społeczne wydają się „równiejsze” niż inne. Bardziej uprzywilejowane. Czy myśliwi są jedną z nich – sami/me odpowiedzcie sobie na to pytanie!

Aśka Wydrych

Co robią myśliwi w lesie?

Myśliwi zabijają rocznie ponad 900 tys. zwierząt. W sezonie łowieckim 2015/2016 zastrzelili ich 927 tys., w tym: 6 812 danieli, 75 447 jeleni, 187 971 saren, 310 329 dzików, 151 478 lisów, 88 449 bażantów i 90 325 kaczek. Są to oczywiście tylko oficjalne dane ze strony Polskiego Związku Łowieckiego – liczba zabitych zwierząt może być znacznie większa. Zenon Kruczyński, były myśliwy i autor książki „Farba znaczy krew” podaje, że może to być nawet 1,5 miliona rocznie.

Myśliwi nie przechodzą badań psychologicznych, mają dostęp do broni, którą mogą skrzywdzić zarówno ludzi jak i zwierzęta.

Kogo zabijają myśliwi?

Zwierzęta dzikie, które zgodnie z ustawą z dnia 13.10.1995 r. Prawo łowieckie stanowią własność Skarbu Państwa. Są to: łoś, jeleń szlachetny, jeleń sika, daniel, sarna, dzik, muflon, lis, jenot, borsuk, kuna leśna, kuna domowa, norka amerykańska, tchórz zwyczajny, szop pracz, piżmak, zając szarak, dziki królik,  jarząbek, bażant, kuropatwa, gęś gęgawa, gęś zbożowa, gęś białoczelna, krzyżówka, cyraneczka, głowienka, czernica, gołąb grzywacz, słonka, łyska.

Przez cały rok myśliwi mogą zabijać:

– norki amerykańskie, jenoty, szopy pracze,

– borsuki, tchórze, kuny na terenie obwodów łowieckich, gdzie występują cietrzewie lub głuszce,

– lisy na terenie obwodów łowieckich, gdzie występują cietrzewie lub głuszce,

– piżmaki na terenach rybackich obrębów hodowlanych,

– dziki, w tym: odyńce, wycinki, przelatki – tak myśliwi nazywają młode warchlaki w zależności od wieku, a lochy(dziki płci żeńskiej) mogą zabijać między 15.08 do 15.01 każdego roku).

Przez większą część roku mogą zabijać kozły i cielęta sarny, byki i cielęta jelenia. Łanie mogą zabijać z reguły od wczesnej jesieni do połowy zimy. Z dokładnym kalendarzem zabijania zwierząt można się zapoznać na stronie www.pzlow.pl.  Jest bardzo dokładnie rozpisany miesiąc po miesiącu.

Myśliwi zabijają cielęta jeleni i danieli, koźlęta saren, jagnięta muflonów, warchlaki dzików. Zabijają dzieci. Mogą zabijać dzieci dzików – warchlaki już od momentu, kiedy te skończą 1 dzień. Zabijane są również zwierzęta w ciąży lub zwierzęta opiekujące się małymi  (karmiące je) (locha dzika, łanie jeleni, saren).  Locha dzika może być zabita nawet na dzień przed porodem! Ciężarne łanie myśliwi zabijają do końca czwartego miesiąca ciąży (ciąża trwa 7 miesięcy), ciężarne sarny zabijają do końca szóstego miesiąca (ciąża trwa 9 miesięcy). Wszystko to odbywa się w zgodzie z obowiązującym prawem.

Kto kontroluje myśliwych?

Zgodnie z ustawą naczelnym organem administracji rządowej w zakresie łowiectwa jest minister właściwy do spraw środowiska. Również nadzór nad działalnością Polskiego Związku Łowieckiego sprawuje minister właściwy do spraw środowiska. Minister środowiska razem z ministrem rolnictwa, po zasięgnięciu opinii Polskiego Związku Łowieckiego określają w formie rozporządzenia roczny plan łowiecki, a także wieloletnie plany łowieckie.

Nie ma żadnych legalnych procedur, które miałyby chronić przed konfliktem interesów i wybraniem na ministra środowiska myśliwego, członka PZŁ. Tak też i się stało – w obecnym rządzie  ministrem środowiska jest J. Szyszko, który jest myśliwym. Jest to ewidentny konflikt interesu i sytuacja typu „lis pilnuje kurnika”.

Ilu jest myśliwych w Polsce?

Według danych Polskiego Związku Łowieckiego (z grudnia 2016 r.) członkami PZŁ jest ponad 120 tys. osób. W przeciągu ostatniego roku ich liczba wzrosła o kolejnych 4733 osób.

Myśliwymi są przede wszystkim osoby majętne, z tzw. establishmentu: politycy, księża, sędziowie, prokuratorzy, wysoko postawieni policjanci, lekarze weterynarii, lekarze, przedstawiciele biznesu i finansjery, leśnicy, tzn. miejscowa elita. Polowanie jest „rozrywką” dla bogatych, ludzi z establishmentu, którzy podczas polowań  zawierają przydatne znajomości, uzgadniają ważne dla nich sprawy, dogadują się biznesowo.

Wśród byłych i obecnych polityków polskich myśliwymi są m.in. minister środowiska J. Szyszko, dyrektor Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski, Paweł Kukiz,  Bronisław Komorowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Radosław Sikorski, Janusz Palikot, Dariusz Rosati, Elżbieta Radziszewska, Waldemar Pawlak. Co ciekawe posłanka Radziszewska jest w Parlamentarnym Zespole Przyjaciół Zwierząt. Mąż premier B. Szydło także jest myśliwym.

Kto może zostać myśliwym?

Żeby zostać myśliwym nie trzeba przejść ani badań psychologicznych, ani żadnych innych.

Myśliwi mimo, że korzystają z broni i mają ją w domu, nie są w żaden sposób kontrolowani. Nie muszą się rozliczać z ilości wystrzelonej amunicji w przeciwieństwie np. do każdego policjanta.

Każda osoba, która jest pełnoletnia, korzysta z pełni praw publicznych, nie była karana za przestępstwa wymienione w prawie łowieckim, nabyła uprawnienia do wykonywania polowania i uiściła wpisowe może zostać członkiem PZŁ.

Czym dysponują myśliwi?

PZŁ ma rozbudowaną infrastrukturę: w Polsce działa 49 zarządów okręgowych i 2555 koła łowieckie, które dzierżawią 4698 obwody. W posiadaniu Polskiego Związku Łowieckiego jest 16 ośrodków –jak to nazywają  myśliwi „hodowli zwierzyny” i 1 stacja badawcza. PZŁ dysponuje również rozbudowaną siecią miejsc noclegowych m.in. w leśniczówkach i w hotelach.  Myśliwi promują swoją  „działalność” m.in. poprzez organizowanie pogadanek „ekologicznych” w szkołach i przedszkolach.

Co o sobie mówią myśliwi?

Przedstawiają się jako „obrońcy zwierząt”, „obrońcy przyrody”. Kryjąc się pod enigmatycznymi i jawnie wprowadzającymi w błąd określeniami, opowiadają o tym, jak „humanitarnie redukują nadpopulację zwierząt, eliminując osobniki chore i stare”, „dokarmiają zwierzęta zimą i umożliwiają im przetrwanie”. W ustawie jako cele łowiectwa są wymienione:

– ochrona, zachowanie różnorodności i gospodarowanie populacjami zwierząt łownych;

– ochrona i kształtowanie środowiska przyrodniczego na rzecz poprawy warunków bytowania zwierzyny;

– uzyskiwanie możliwie wysokiej kondycji osobniczej i jakości trofeów oraz właściwej liczebności populacji poszczególnych gatunków zwierzyny przy zachowaniu równowagi środowiska przyrodniczego;

– spełnianie potrzeb społecznych w zakresie uprawiania myślistwa, kultywowania tradycji oraz krzewienia etyki i kultury łowieckiej.”

Co to oznacza w rzeczywistości?

„Eliminacja osobników słabych, starych czy młodych”,  „redukcja nadpopulacji”  to inne słowa na zabicie zwierzęcia. Myśliwi stworzyli cały misterny język, który ma służyć ukryciu prawdy, zamaskowaniu tego, co naprawdę robią ze zwierzętami. Ukryciu morderstwa, które jest dokonywane na zwierzęciu.

Zamiast krwi jest farba, zamiast jelit i żołądka jest miękkie, zamiast klatki piersiowej jest komora, zamiast żuchwy jest gwizd. Nie ma kości jest badyl. Zamiast krwi, kości, narządów wewnętrznych w miejscu gdzie zostało zabite zwierzę jest zastrzał.

Myśliwi dokarmiają zwierzęta, by przyzwyczaić je do tego, że jedzenie jest dostępne w określonych miejscach (nęciskach). Miejsca te są ZAWSZE położone w pobliżu ambon, z których myśliwi zabijają zwierzęta. Zwierzę przyzwyczajone przychodzi do takiego nęciska, gdzie w ambonie czeka już na nie myśliwy.

W latach 2015/2016 jak można przeczytać na stronie PZŁ myśliwi wydali 23 024 522,49 zł na dokarmianie zwierząt, by potem móc je łatwo zabić. Dokarmianie przez myśliwych powoduje, że zwierzęta szybciej dojrzewają płciowo i rozmnażają się w szybszym tempie, niż by się to działo, gdyby samodzielnie szukały pokarmu. Ale więcej zwierząt, to więcej możliwości zabijania ich – i to jest na rękę myśliwym. Zatem dokarmianie zwierząt przyczynia się do wzrostu populacji zwierząt, tak by myśliwi mieli na kogo polować.

Myślistwo = śmierć, cierpienie, długa agonia zwierząt.

Myśliwi zabijają wszystkie zwierzęta, nie tylko te które określają jako „chore, ranne czy słabe” (pytaniem otwartym pozostaje dlaczego zwierzęta słabe, stare, niedoświadczone mają umrzeć?). Do „odstrzału” wybierają zwierzęta dorodne, w sile wieku, takie, które będą się dobrze prezentować jako „trofeum”.

W ¼ przypadków – jak wskazuje były myśliwy Zenon Kruczyński – myśliwi dobijają ranne zwierzę, bo nie zostało od razu zabite. Często do dobijania wykorzystywane są psy myśliwskie, które szarpią krwawiącą ofiarę. Po zabiciu zwierzęcia myśliwi patroszą je, wyrzucając organy wewnętrzne – jelita, serce, wątrobę. Podczas polowań okazjonalnych typu „noworoczne”, „gwiazdkowe”, czy na dzień św. Huberta układają zwierzęta w formie „pokotu” i napawają się swoim „dziełem” fotografując martwe zwierzęta.  Nierzadko postrzelone zwierzęta wykrwawiają się w lesie, o ile uda im się uciec i schować przed myśliwymi. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że tzw. postrzałki to również zwierzęta z odstrzelonymi kończynami, rozerwanymi brzuchami, wlokące za sobą wnętrzności. Umierające w cierpieniu w wyniku poniesionych makabrycznych obrażeń.

Polowania mogą być indywidualne lub zbiorowe. Mogą odbywać się z nagonką, czyli z ludźmi (często wykorzystywane są do tego dzieci) mocno hałasującymi kołatkami, by przestraszyć i wypłoszyć zwierzęta.  Ludzie zabijający zwierzęta podczas polowań często są pijani – pisze o tym w swojej wstrząsającej książce „Farba znaczy krew” były myśliwy Zenon Kruczyński

W polowaniach uczestniczą psy myśliwskie (które też są ofiarą myśliwych), które są tresowane do tego, by tropić, aportować lub rozszarpywać ofiarę. Tresowane są w specjalnych ośrodkach, gdzie przetrzymywane są zwierzęta dzikie – najczęściej lisy i dziki (traktowane przez myśliwych jako „szkodniki” – dowiedz się więcej o traktowaniu zwierząt jako „szkodniki” z naszego wpisu).

Jak to wygląda? W wywiadzie Zenon Kruczyński mówił:

Przytoczę historię z pisma łowieckiego. Myśliwy opisuje, jak uczył młode psy aportowania dzikiej gęsi. Przestrzelił skrzydło, zapakował ptaka do bagażnika, przywiózł na podwórko i wypuścił młode psy. Ptak zdołał się obronić zdrowym skrzydłem i dziobem, więc myśliwy puścił doświadczonego wyżła, który pokazał, jak się chwyta i zabija. Gdyby takie okrucieństwo spotkało zwierzę domowe, ten człowiek mógłby nawet trafić do więzienia”.

Myśliwi zabijają cielęta jeleni i danieli, koźlęta saren, jagnięta muflonów, warchlaki dzików. Zabijają dzieci. Mogą zabijać dzieci dzików - warchlaki już od momentu, kiedy te skończą 1 dzień.

Myśliwi są również wykorzystywani do wyręczania miast w tzw. opiece nad dzikimi zwierzętami. Gdy do miast zapędzą się w poszukiwaniu jedzenia dzikie zwierzęta, myśliwi dostają zlecenia na „pozbycie się” ich. Zwierzęta te nie zostaną wywiezione do lasu czy w inne mniej lub bardziej naturalne dla nich miejsce, zostaną zabite. Zabija się w ten sposób m.in. dziki, łosie, sarny, kuny, lisy, ptaki drapieżne a nawet gołębie. Przykładowo w Krakowie przez lata przetargi na interwencję w sprawach dzikich zwierząt wygrywała myśliwska firma Kaban. Obecnie ponownie, tym razem pod zmienionym szyldem jako „Dzikie pogotowie”, ludzie związani z byłą firmą Kaban dostali miejskie zlecenie na pomoc dzikim zwierzętom. Możemy sobie tylko wyobrazić jak pomagają…

Zdelegalizować!

Badania opinii społecznej wskazują, że prawie 70 procent Polaków nie akceptuje działań myśliwych, prawie 79% Polaków nie chce, by ktokolwiek był karany za utrudnianie polowań, ponad 81% uważa, że właściciel ziemi ma prawo nie wpuścić na swoją ziemię myśliwych, a ochrona własności prywatnej jest ważniejsza niż polowanie.  Na światło dzienne wychodzą kolejne informacje z myśliwymi w roli głównej: myśliwi zabijający zwierzęta domowe, myśliwi zabijający ludzi, myśliwi stanowiący zagrożenie dla postronnych osób.

Ludzie, którzy nie są badani psychologicznie, mają dostęp do broni, którą mogą skrzywdzić zarówno ludzi jak i zwierzęta. Może już czas przestać mówić o „cywilizowaniu myślistwa”, a zacząć mówić o prawie zwierząt do życia, a ludzi do bezpieczeństwa, może już pora mówić o wprowadzeniu zakazu myślistwa?

Aśka Wydrych