Wielu gatunkom zwierząt ludzie przykleili łatkę „szkodnika”. W tej grupie znalazły się m.in. lisy, szczury, myszy, kuny, dziki, bobry, ptaki, zwłaszcza gołębie i sroki, koty oraz wiele innych zwierząt.
Co je łączy?
Są to w większości zwierzęta, którym zabraliśmy i dalej zabieramy przestrzeń życiową m.in. rozbudowując miasta, budując autostrady itp. Zapominamy jednocześnie, że zwierzęta były tu przed nami, i że to my dokonujemy brutalnej kolonizacji terenów, na których one żyją. Są to zwierzęta, które mają coraz mniej bezpiecznej przestrzeni, by żyć i wychowywać dzieci. To zwierzęta, których boją się ludzie. Boją się, bo odwykli od bezpośredniej ich obecności. Zwierzęta, których ludzie nie chcą mieć obok siebie, takie których ludzie z różnych mniej lub bardziej racjonalnych powodów chcą się pozbyć. Przeszkadzają ludziom, bo mają stanowić zagrożenie, bo mają atakować dzieci, bo śmiecą, niszczą, śmierdzą, chodzą, żyją… Zwierzęta, które w świecie kształtowanym głównie przez stosunki ekonomiczne mogą utrudnić ludziom zdobywanie i gromadzenie dóbr. Władze miast nasyłają na zwierzęta traktowane „jako szkodniki” myśliwych lub firmy, które mają je usunąć z bliskiego otoczenia ludzi, co w praktyce oznacza zazwyczaj zabicie zwierzęcia.
Co to jest dyskurs eksterminacyjny?
Otacza nas dyskurs eksterminacyjny, w którym zwierzęta traktowane są jak szkodniki. Ta kategoria jest ludziom niezwykle przydatna – pokazuje dystans pomiędzy nami – ludźmi a innymi zwierzętami.
Dokonuje on gradacji życia – ludzkiego jako ważniejszego wobec zwierzęcego. Ukazuje nas jako gatunek mający prawo do decydowania o życiu i śmierci zwierząt (prawo, które sami sobie nadaliśmy). W tym dyskursie zwierzęta istnieją tylko dla naszej rozrywki i potrzeb. Z reguły jest nią śmierć zwierząt uznanych za nieprzydatne (nazywanych „szkodnikami”) lub zbyt przydatne (nosiciele skór, mięsa i wydzielin pożądanych przez ludzi).
Kategoria szkodnika jest konieczna, by stworzyć sytuację, w której jako ludzie nie jesteśmy nic winni zwierzętom, nie mamy wobec nich żadnych zobowiązań moralnych. Sytuację, w której możemy robić im co chcemy – zabijać, eksterminować systemowo, sami będąc bezpiecznymi i nie mając z tego powodu żadnych obciążeń psychicznych i emocjonalnych. Eksterminujemy zwierzęta i przerzucamy winę za to na nie – na nasze ofiary – nazywając je „szkodnikami”. To one są największymi przegranymi i płacą swoim życiem za ludzki strach.
Jak do tego doszło?
Od najmłodszych lat w procesie socjalizacji wmawia się nam, że są zwierzęta, które należy tępić, eksterminować, i że nie powinniśmy mieć z tego powodu żadnych etycznych wątpliwości. Tak mocno jest nam to wdrukowane, że nawet ludzie okazujący cieplejsze uczucia części zwierząt, traktują bezwarunkową eksterminację pewnych gatunków zwierząt np. szczurów, lisów, dzików czy ptaków jako coś oczywistego, normalnego, coś co należy robić.
Ludzie często wypowiadając się na temat zwierząt przyrównują zabijanie gołębi, dzików, szczurów czy lisów do zabijania komarów chcąc pokazać w ten sposób jak mało istotne są te zwierzęta. Jakby zabijanie owadów mogło być etycznie uzasadnione – mają takie samo moralne prawo do życia jak my – ani mniejsze ani większe.
Większość osób zadaje pytanie: jak zabijać zwierzęta, zamiast zadać pytanie: czy w ogóle powinniśmy to robić? Dotyczy to w równym stopniu eksterminacji zwierząt dzikich czy wolno żyjących, jak i zwierząt gospodarskich.
Kluczem jest język!
Metodologie opresji przetestowane na zwierzętach dominujące grupy zaczęły stosować wobec przedstawicieli swojego gatunku, którzy z różnych względów im nie pasowali.
Tylko w samym XX wieku mieliśmy kilkanaście przykładów ludobójstwa, które pochłonęło życie 262 milionów ludzi – Ormian, Tatarów krymskich, Żydów, Palestyńczyków, Kurdów, Tutsi. Wszędzie odbywało się to według jednego schematu, w którym dominującą rolę odgrywał język. Mechanizmy, które wykorzystywano do usprawiedliwiania zabijania niechcianych zwierząt, zostały następnie wykorzystane dla usprawiedliwienia eksterminacji ludzi. Wykorzystywano neutralne nazewnictwo gatunków zwierząt do określenia konkretnych grup osób, które miały stać się celem ludobójstwa. Żydzi, Kurdowie czy Palestyńczycy stawali się szczurami, robakami, psami, bydłem. Język przygotowywał grunt pod kolejne formy opresji danej grupy, usprawiedliwiał wykluczenie ze wspólnoty ludzkiej, zniesienie zobowiązań etycznych wobec nich, a na końcu ich uśmiercenie.
Język ma znaczenie i wielką moc. Był i jest wykorzystywany do kreowania rzeczywistości, w której dochodzi do ludobójstwa, jak też do tworzenia świata, w którym możliwe jest mordowanie 70 miliardów zwierząt rocznie.
Co możemy z tym zrobić?
Zmienić myślenie! Bo skoro język ma znaczenie i moc kreowania świata wokół nas, powinniśmy zacząć go kształtować tak, by stał się przyjaźniejszy i zwierzętom i ludziom. Używajmy języka wolnego od dyskryminacji, stereotypów, infantylizacji, ale też i dezinformacji. Nie jest to wcale trudne, a może przynieść realną zmianę w myśleniu o zwierzętach.
Aśka Wydrych
Komentarze
Jedna odpowiedź do „Zwierzę to nie szkodnik!”