Czy to już ten moment? O eutanazji zwierzęcia
Eutanazja to najtrudniejsza decyzja, z jaką każdy opiekun zwierzęcia będzie musiał się zmierzyć. Samo słowo oznacza „dobrą śmierć”, czyli taką w której nie obecne jest cierpienie i ból. Prawidłowo przeprowadzony zabieg eutanazji jest od nich wolny. Pozwala zwierzęciu na godną, bezbolesną śmierć. Od strony technicznej polega ona na podaniu serii zastrzyków doprowadzających do ustania czynności życiowych. Aby zabieg był bezbolesny, lekarz wprowadza zwierzę w stan narkozy (dokładnie tak jak w przypadku innych zabiegów) a następnie podaje wlew dożylny (w niektórych przypadkach np. gdy są to małe zwierzęta, iniekcja podawana jest dosercowo), który zatrzymuje akcję serca.
Czy to już czas?
Decyzję o uśpieniu zwierzęcia zawsze podejmuje lekarz weterynarii (opierając się o założenia ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. z późn. zm.). Jednak ostatnie słowo należy do opiekuna.
Jaki i kiedy podjąć taką decyzję, aby mieć pewność, że jest ona właściwa?
Każda decyzja, którą podejmiemy będzie nieodwracalna i pociągnie za sobą konsekwencje.
Uważam, nie tylko jako techniczka weterynarii, ale przede wszystkim jako opiekunka sporego stadka zwierząt, że powinniśmy kierować się zasadą ograniczania cierpienia. Na pierwszym miejscu stawiamy dobro zwierzęcia, a nie swoją potrzebę spędzenia z nim większej ilości czasu.
Podczas wieloletniej praktyki weterynaryjnej, nagminnie spotkałam się z tego typu wypowiedziami jak np. ,,nie jestem gotowa, aby już się pożegnać”. W przypadku zwierząt przewlekle chorych, z niewydolnością wielonarządową, z brakiem możliwości dalszej terapii, w agonii, nie pobierających pokarmu/wody nasze działanie powinno być ukierunkowane na minimalizowanie ich cierpienia. Takie zwierzę umiera godzinami, tygodniami. Postępowanie opiekuna, który nie chce dokonać wówczas eutanazji, jest egoistyczne, pozbawione empatii a wręcz okrutne. Jest i druga strona medalu, czyli ,,podchody” lekarza, przekonującego do uśmiercenia zwierząt poprzez np. wymyślanie nieistniejących chorób i objawów.
Nieadekwatnymi powodami do eutanazji są starość, zmiana w zachowaniu manifestująca się np. brakiem chęci do zabaw, wpadki typu oddawanie moczu i kału poza kuwetą/w domu.
Takie telefony urywają się w porach wakacyjnych i przedświątecznych. Konsumpcyjne podejście do życia zakłada – jeśli się zepsuło nie naprawiaj, a kup nowe – i niestety wśród niektórych opiekunów zwierząt jest wciąż popularne.
Powinniśmy pozwolić zwierzęciu odejść w przypadku, gdy:
- ma chorobę nowotworową nie poddającą się leczeniu bądź w wyniku której cierpi, nie porusza się, nie je, nie pije,
- nie ma możliwości dalszej terapii w przypadku choroby przewlekłej/nieuleczalnej np. przewlekła niewydolność nerek stadium IV,
- poddawane jest uporczywym terapiom, których skuteczność może nie przynieść spodziewanego efektu,
- zwierzę choruje na chorobę zakaźna, stanowiąca poważne zagrożenie dla innych zwierząt np. kocia białaczka, paramyksowiroza u gołębi,
- konieczne jest przeprowadzenie aborcji np. w celu ograniczania bezdomności oraz przeciwdziałania skutkom poważnych chorób matki lub/i płodu (aby uniknąć takich rozwiązań, najlepiej wysterylizować/wykastrować zwierzę zawczasu),
- ma poważne wady rozwojowe,
- dostępna terapia jest poza możliwościami finansowymi opiekuna, a jej skuteczność może być niewielka np. guzy mózgu, urazy kręgosłupa,
- jest po wypadku w stanie ciężkim,
- jest to zwierzę dzikie, którego przeżycie wiąże się z drastycznymi ingerencjami nie pozwalającymi na powrót na wolność np. odcięcie skrzydła u ptaka
- oraz w każdym innym przypadku, w którym nie da się ograniczyć bólu u zwierzęcia nieuleczalnie chorego.
Jak się przygotować?
Najlepiej wybrać gabinet, w którym my i zwierzę pod naszą opieką czujemy się bezpiecznie. Jeśli nie mamy możliwości udania się do lekarza, który prowadził nasze zwierzę, przygotujmy dokumentację medyczną. Niektórzy weterynarze przyjeżdżają również do domów. Ma to szczególne znaczenie przy większych psach, gdy nie ma możliwości ich bezpiecznego i bezbolesnego przeniesienia np. w przypadku porażenia kończyn. W miarę możliwości, postarajmy się zapewnić zwierzęciu poczucie bezpieczeństwa. Zabierzmy ze sobą jego ulubiony kocyk/zabawkę. Pozwólmy zjeść ulubiony smakołyk (nie proponuję podawać jedzenia bezpośrednio przed eutanazją, ponieważ zwierzę może zachłysnąć się wymiocinami, co potęguje stres). Jeżeli stan zwierzęcia na to pozwala, weźmy go do ulubionego miejsca. Zadbajmy o pamiątkową fotografię.
Czego się spodziewać?
Jeśli sytuacja nie jest pilna, najlepiej umówić się pod koniec pracy przychodni. Pozwala to na większy komfort – z reguły jest spokojniej. Poprośmy kogoś bliskiego, aby nam towarzyszył. Przed wykonaniem eutanazji warto również poprosić lekarza o informację, na temat tego jak będzie wyglądać cały proces. Pozwoli to uniknąć nieporozumień takich jak potrzeba większej ilości czasu czy specjalne życzenia np. chęć przygaszenia światła. Koniecznie poinformujmy lekarza weterynarii, jeśli zrobi nam się słabo. Dla dobra zwierzęcia zostańmy z nim do momentu zachowania świadomości. Po podaniu środka przeznaczonego do eutanazji mogą wystąpić drgawki, gwałtowne oddechy, skurcze mięśni oraz rozluźnienie zwieraczy (popuszczenie kału i moczu), będące następstwem śmierci. Jeśli to dla nas za trudne, możemy opuścić gabinet na moment podania wlewu zatrzymującego krążenie, ponieważ zwierzę nie jest już świadome naszej obecności.
Pamiętajmy, że mamy prawo pożegnać się ze zwierzęciem w komfortowych dla nas warunkach. Co oznacza, że mamy prawo do decyzji na temat tego, co stanie się z jego ciałem oraz możemy spędzić ze zmarłym przyjacielem dokładnie tyle czasu, ile potrzebujemy, aby się pożegnać. Mamy prawo zachowywać się nerwowo, płakać i być roztrzęsieni/one. To ogromny stres – wszyscy to rozumiemy. Jego ciało powinno być traktowane z należytym szacunkiem przez cały personel.
Uważam, że do eutanazji należy przygotowywać się przez całe życie zwierzęcia. Nie chodzi mi o to, aby odliczać czas i zadręczać się myślami o śmierci zwierzęcia. Chciałabym natomiast, abyśmy „chwytali dzień” i korzystali z czasu, który został nam dany. Ważne jest codzienne budowanie wspomnień i głębokiej relacji. A w momencie, kiedy zwierzę cierpi, a medycyna jest bezradna, nie skazywać go na długą bolesną śmierć – tylko dlatego, że nie zdążyliśmy nacieszyć się sobą. Eutanazja to nie okrucieństwo, to nasz ostatni akt miłości.
Agnieszka Tokarczyk – zwierzęta zawsze były dla mnie ważne. Jestem aktywistką prozwierzęcą, działającą na rzecz zwierząt wykluczonych. Obecnie pracuję jako techniczka weterynarii, zajmuję się przede wszystkim opieką nad królikami i zwierzętami dzikimi. Szczególne miejsce w moim sercu zajmują gołębie miejskie. W ramach odpoczynku piekę wegańskie ciasta.
Serdecznie dziękujemy Adriannie Chorąży za korektę tekstu!
Ratunku, na moim balkonie zamieszkały gołębie!
Bardzo często pytacie nas, co zrobić, gdy na balkon wprowadzają się gołębie, jak bronić ptaki przed niechęcią i agresją sąsiadów czy spółdzielni mieszkaniowej, oraz jak się ich pozbyć w humanitarny sposób – nie krzywdząc. Równie często widzimy na różnych grupach na Facebooku podobne pytania, ale zabarwione, co smutne, chęcią przemocowego rozwiązania sytuacji z ptasimi lokatorami. Co gorsza często spotykamy się z podobnymi w treści szkodliwymi artykułami na różnych stronach internetowych, gdzie autorzy artykułów utyskują na gruchanie i trzepot skrzydeł ptasich, czy określają ptaki te mianem szkodników (o tym, że żadne zwierzę nie jest szkodnikiem, a także czym jest dyskurs eksterminacyjny pisaliśmy już na naszym blogu).
Sami mieliśmy kilkakrotnie sytuacje, gdy na balkonach mieszkań, w których mieszkaliśmy zamieszkiwały gołębie. Zawsze wspieraliśmy naszych nadprogramowych lokatorów w wychowaniu potomstwa – wystawiając wodę i ziarno i sprawdzając czy z gołębim potomstwem wszystko w porządku. W odpowiednim czasie (maksymalnie po około 1-1,5 miesiąca od wyklucia) zarówno młode, jak i ich rodzice wyprowadzały się. Robiliśmy nie tylko dlatego, że dla nas wszystkie zwierzęta są ważne i każde życie się liczy, ale też dlatego, że mamy mocne przekonanie, że zwierzęta mają podobnie jak ludzie prawo do bezpiecznego życia.
Columba livia f. urbana czyli gołąb miejski jest potomkiem gołębia skalnego Columba livia. Budynki naszych miast są dla niego odpowiednikiem pierwotnego habitatu czyli występów i półek skalnych. Obecność gołębi w mieście jest ich naturalnym zachowaniem, podobnie jak zakładanie gniazd na naszych balkonach i parapetach.
Na mocy Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 16 grudnia 2016 r. w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt (Dz.U. 2016, poz. 2183, z par. 6 ust. 1 pkt 7–9 oraz par. 6 ust. 3, w połączeniu z par 6. ust. 5) gołębie objęte są częściowa ochroną gatunkową, a co za tym idzie bezprawne jest ich zabijanie lub okaleczanie oraz chwytanie. Ingerencję w lęgi, jak np. usunięcie gniazda, zmiana jego lokalizacji, utrudnianie dostępu rodziców do gniazda, celowe płoszenie w trakcie obecności piskląt w gnieździe, należy uznać za działania szkodliwe, a tym samym niezgodne z zapisami rozporządzenia.
Jeżeli gołębie miejskie zagnieżdżą się np. na balkonie, a w gnieździe pojawią się pisklęta, to prawo obowiązujące na terytorium Polski nie pozwala nikomu i w żaden sposób ingerować w taką sytuację.
Jedynym wyjściem jest poczekanie do końca lęgu, aż młode dorosną, staną się tak duże jak ich rodzice i samodzielnie opuszczą gniazdo. Jakiekolwiek ingerencje w lęgi gołębi będą łamaniem prawa, jeżeli prowadzone zostaną bez pisemnej zgody RDOŚ na odstępstwa od zakazów obowiązujących wobec gatunków chronionych.
Dlatego, w przypadku, gdy sąsiedzi lub administracja spółdzielni mieszkaniowej chce na nas wymusić usunięcie z balkonu gniazda, w którym są pisklęta, lub chcą podjąć działania mające na celu usunięcie gniazd w których przebywają pisklęta z terenu budynku, powinniśmy się powołać na obowiązujące przepisy – wspomniane wcześniej z Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 16 grudnia 2016 r. w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt, Dz.U. 2016, poz. 2183, z par. 6 ust. 1 pkt 7–9 oraz par. 6 ust. 1, w połączeniu z par 6. ust. 5.
Najlepiej w takiej sytuacji przeciągać sprawę, powołując się na to, że takie działania są nielegalne i że spółdzielnia powinna mieć pisemną zgodę Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, a w tym czasie młode opuszczą gniazdo. Jeśli mimo to, spółdzielnia lub sąsiedzi podjęliby względem ptaków nielegalne działania należy zawiadomić policję o podejrzeniu popełnienia przestępstwa powołując się na wspomniane rozporządzenie oraz Ustawę o ochronie zwierząt – art.35 punkt 1 i 1a, 2. W naszym poradniku możecie sprawdzić jak to zrobić.
Natomiast już po opuszczeniu gniazda przez gołębie możecie podjąć działania zabezpieczające balkon przed ponownym zasiedleniem. Najlepszym rozwiązaniem jest zabezpieczenie balkonu siatką. Inną możliwością jest ustawienie odstraszacza. W przypadku, gdy nie mamy zwierząt domowych możemy zamontować na balkonie urządzenie emitujące ultradźwięki, dla nas będzie ono niesłyszalne, ale dla gołębi nieprzyjemne. W żadnym wypadku nie należy stosować kolców – jest to zagrożenie dla życia ptaków, nie tylko gołębi, ale także dla wieli innych gatunków. Pisała o tym Karolina Kuszlewicz, adwokatka i autorka bloga W imieniu zwierząt i przyrody – głosem adwokata.
Nie jesteśmy sami na ziemi, prócz nas mieszkają również inne zwierzęta, którym w miarę rozbudowywania miast i anektowania kolejnych dzikich terenów, zabieramy niezbędną do życia przestrzeń. A przecież dla wszystkich znajdzie się miejsce. Wystarczy tylko trochę dobrej woli i mniej strachu przed zazwyczaj wyimaginowanymi przez nas zagrożeniami ze strony zwierząt.
Tomek Argasiński
Nowy raport „Osadzeni za zwierzęta” jest już dostępny!
„Osadzeni za zwierzęta” to kolejny raport z pionierskich na gruncie polskim monitoringów prowadzonych wspólnie przez naszą organizację i Stowarzyszenia EKOSTRAŻ.
Dwa lata temu opublikowaliśmy wspólnie raport z monitoringu wymiaru sprawiedliwości, prokuratur i Policji w zakresie egzekucji zapisów Ustawy o ochronie zwierząt „Jak Polacy znęcają się nad zwierzętami?”. Tym razem przyglądamy się skuteczności wykonywania kar za przestępstwa popełnione na zwierzętach.
Raport jest dostępny w materiałach do pobrania. Czytajcie i udostępniajcie znajomym w mediach społecznościowych!
Wnioski z monitoringu porażają. Okazuje się, że wśród skazanych odbywających kary pozbawienia wolności w 2016 roku znajdowało się tylko 0,2% skazanych z Ustawy o ochronie zwierząt. Skazani trafiają do więzień po upływie kilkunastu miesięcy, a w wielu przypadkach nawet kilku lat od uprawomocnienia się wyroku. Jeden ze skazanych – rekordzista – na karę czekał aż 6 lat!
Mężczyzna w 2015 roku zabił bobra, został skazany na 5 miesięcy pracy społecznej, a ponieważ jej unikał, został osadzony w zakładzie karnym. Dopiero w 2017 roku.
W 2006 roku Stephen D. zagłodził na śmierć 11 koni. Został skazany na rok pobawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na 5 lat. Sąd w 2010 roku uchylił warunkowe zawieszenie. Stephen D. odbył karę dopiero w 2013 roku i to w formie dozoru elektrycznego.
Mężczyzna w 2009 roku udusił psa kablem elektrycznym, otrzymał karę grzywny, ale jej nie zapłacił. Po trzech latach został zamknięty w więzieniu.
Mężczyzna zastrzelił dwa psy z karabinka pneumatycznego w 2013 roku, został skazany w 2015 na 3 miesiące pozbawienia wolności. Do zakładu karnego trafił w 2017 roku.
A to tylko kilka z przykładów ujawnionych w naszym raporcie.
Raport powstał w ramach Programu Demokracja w Działaniu finansowanego z funduszy Fundacji im. Stefana Batorego.
800 milionów wyjątków
Szczycimy się tym, że posiadamy Ustawę o ochronie zwierząt. Od 1997 roku, z różnymi zmianami, aż do dzisiaj. Zapisaliśmy w niej pewną oczywistość: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą” (Art. 1 ust. 1). W tym samym artykule wyciągnęliśmy wniosek: „Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę.” Dalej czytamy, że „Każde zwierzę wymaga humanitarnego traktowania.” (Art. 5), co jest w zasadzie powtórzeniem, tego, co padło wcześniej o ochronie i opiece. Żeby nie było wątpliwości, art. 6 ust. 1a mówi, że zabrania się znęcania nad zwierzętami, a paręnaście podpunktów opisuje co konkretnie jest zabronione. Kulminacją zaś jest artykuł 6 ust. 1, gdzie ustawodawca zabrania zabijania zwierząt. W artykule 35 czytamy jakie kary przewidziano dla osób łamiących przepisy ustawy – grzywna, ograniczenie wolności, pozbawienie wolności, maksymalnie do trzech lat.
Sposób w jaki pokrótce przedstawiłam ustawę jest obrazem, jaki kształtują media. Wynika z niego, że społeczeństwo popiera ochronę zwierząt i opiekę nad nimi, a krzywdzenie zwierząt i ich zabijanie jest karalne. Z jednej strony nie można postawić zarzutu, że taki opis ustawy jest kłamstwem. Z drugiej strony, znając ustawę bardziej szczegółowo, trzeba przyznać, że prawdę okrojono do tego stopnia, że uległa znacznemu zniekształceniu.
Po pierwsze, ustawa obejmuje tylko zwierzęta kręgowe. Niewątpliwie najsilniejsze dowody na zdolność do cierpienia istnieją właśnie w odniesieniu do tej grupy, ale nauka bierze już pod uwagę także część zwierząt bezkręgowych (np. ośmiornice), czego ustawa już nie obejmuje.
Po drugie, choć przyznano, że zwierzę nie jest rzeczą, to od razu dodano, że „w sprawach nieuregulowanych w ustawie do zwierząt stosuje się odpowiednio przepisy dotyczące rzeczy” (Art 1 ust. 2). Faktycznie, zwierzęta można przecież kupować, sprzedawać, dzierżawić, gubić – jak rzeczy. Zwierzęta domowe mają swoich właścicieli, żywe dzikie są własnością Skarbu Państwa, a dzikie zastrzelone z ręki myśliwego stają się jego własnością.
Po trzecie, najpierw mówimy o ochronie i opiece a następnie, w tejże ustawie, dzielimy zwierzęta na grupy, nie według potrzeb wymagających takiej to a takiej ochrony i opieki, ale według sposobów w jakie zwierzęta używamy (domowe, gospodarskie, laboratoryjne, wykorzystywane do zadań specjalnych, itp). Nieładnie. Ten podział ma swoje konsekwencje. Utrwala „użytkowe” spojrzenie na wszystkie zwierzęta (choć wiele zwierząt „domowych” zostaje ukochanymi członkami rodziny) i zależnie od sposobu używania zwierząt ułożone są przepisy dotyczące warunków utrzymania. Tu zarysowuje się drastyczna różnica podejścia.
Okazuje się, że kiedy warunki w jakich legalnie trzyma się zwierzęta hodowane na mięso, mleko czy jaja niektórzy zastosują do hodowli psów i kotów, wychodzi z tego tzw. pseudohodowla, która jest karalna. Inaczej mówiąc,
warunki w jakich wolno trzymać zwierzęta „gospodarskie” są złe dla psów i kotów ale dziwnym trafem okazują się być właściwe dla kur, świń i krów. Czy kura, zwierzę kręgowe, ma się bardzo dobrze żyjąc w klatce cały rok, podczas gdy kot by cierpiał? Czy świnia unieruchomiona na całe tygodnie w kojcu porodowym ma się świetnie, podczas gdy suka popadłaby w apatię lub depresję? Czy nakręcenie układu rozrodczego kury, by działał parędziesiąt razy szybciej niż u jej przodków jest właściwe, podczas gdy eksploatowanie kotek i suk w taki sposób właściwe by nie było?
Okazuje się, że przypisanie zwierzęcia do danej klasy użytkowania zamyka temat. Użytkowanie związane z zarabianiem pieniędzy ma więcej wspólnego z redukcją kosztów produkcji mięsa, mleka i skór, jaj czy futer niż z dobrą opieką i ochroną. Zwierzęta w tym układzie stają się surowcem lub maszyną, środkiem do biznesowego celu i, nie bójmy się tego słowa, rzeczą. W ten sam układ, tylko zazwyczaj znacznie mniej intensywnie, wchodzą zwierzęta hodowane na towarzyszy i pupilów, dlatego handel nimi mało kogo dziwi, ale zbliżenie warunków hodowli do warunków na fermach wzbudza wybiórcze oburzenie. Taka to opieka.
Po czwarte, czy ktoś słyszał o zasadzie, do której dołączono wyjątki takiego kalibru, że nie można już jej poważnie traktować jako zasady? Tak jest z zakazem zabijania zwierząt. W 2014 roku było w Polsce około 15,5 miliona tzw. zwierząt domowych, ponad 800 mln zwierząt gospodarskich, prawdopodobnie 450 tysięcy zwierząt laboratoryjnych. Statystyki zwierząt, na które mogą polować myśliwi zdobyłam wyłącznie częściowe (7 gatunków – jeleń, daniel, sarna, dzik, lis, zając, bażant) – około 1.5 miliona na wiosnę 2015 roku. Statystyk dotyczących liczby ryb, które się hoduje lub które są zabijane w ramach rybołówstwa i wędkarstwa praktycznie nie ma, bo te zwierzęta liczone są w tonach. Spośród tych wszystkich zwierząt tylko zabijanie zwierząt domowych jest dość restrykcyjnie ograniczone do przypadków uśmiercenia ze względów humanitarnych (np. ciężka, nieuleczalna choroba). W przypadku zwierząt dzikich zwierzęta „łowne” są z zasady przeznaczone do zabicia, a jedynym ograniczeniem jest roczny limit zwierząt do zabicia i pora roku. Jeśli chodzi o zwierzęta „laboratoryjne”, to najprawdopodobniej znakomita większość jest po przeprowadzeniu doświadczeń zabijana. I wreszcie zwierzęta „gospodarskie” – z wyjątkiem koni, których część dożywa swoich dni w fundacjach typu schronisko – wszystkie kury („szczęśliwe” lub nie) hodowane na jajka, wszystkie krowy hodowane na mleko, wszystkie kurczęta, cielęta i prosięta hodowane na mięso, a także całe zaplecze – czyli matki i ojcowie tychże kur i prosiąt – są zabijane.
Regułą jest zabijanie, nie zakaz zabijania. Taka to ochrona.
Kiedy więc chcemy powoływać się na Ustawę o ochronie zwierząt, gdy zwierzętom dzieje się krzywda, pamiętajmy, że mamy w ręku narzędzie o bardzo ograniczonym zakresie działania.
Ustawa przede wszystkim może pomóc zwierzętom domowym, w przypadku pozostałych zwierząt przede wszystkim aprobuje i reguluje ich eksploatację.
Dopóki nie zmienimy w sposób zasadniczy podejścia do wszystkich zwierząt polegającego na potępieniu eksploatacji, dopóty będziemy mieć takie właśnie ustawodawstwo, które odzwierciedla instrumentalny stosunek człowieka do zwierząt.
Katarzyna Biernacka,
weganka, aktywistka prozwierzęca, przez 10 lat działała w Stowarzyszeniu Empatia. Prowadzi bloga: https://slowasawazne.blogspot.com
Podpisz naszą petycję – chcemy zmiany prawa tak by realnie chroniło zwierzęta – również te gospodarskie! Poprzyj nasze postulaty: www.petycja.czarnaowca.org – dziękujemy!
Myśliwi ponad prawem?
Kiedy przez cały rok 2015 razem ze Stowarzyszeniem Ekostraż monitorowaliśmy polski wymiar sprawiedliwości i policję zwróciliśmy szczególną uwagę na sprawy z udziałem myśliwych. Monitoringiem objęliśmy 349 instytucji – 1/3 wszystkich sądów i prokuratur rejonowych w Polsce, a także wszystkie komendy wojewódzkie policji.
Zbadaliśmy 897 wyroków, które zostały nam udostępnione przez 142 sądy rejonowe z całej Polski. Wśród nich znalazło się 46 wyroków dotyczących myśliwych. Sprawy najczęściej dotyczyły zastrzelenia zwierzęcia domowego – psa lub kota, było też kilka wyroków w sprawach polowań na zwierzęta dzikie bez wymaganych zezwoleń. Sprawcy tych ostatnich zostali ukarani karami grzywny. Oczywiście nie chodziło o zwierzęta, o ich cierpienie, śmierć, a o fakt, że ktoś działał na szkodę finansową PZŁ i skarbu państwa.
Ważne jest by pamiętać, że sprawy ścigane z Ustawy o ochronie zwierząt dotyczą tylko takiego krzywdzenia zwierząt, które jest nielegalne. W przypadku myśliwych dotyczy to zabijania zwierząt dzikich bez wymaganych pozwoleń czy zabijania zwierząt domowych. Zabijanie zwierząt dzikich z pozwoleniem jest całkowicie legalne w Polsce. Podobnie jak inne formy legalnej krzywdy tzn. hodowla zwierząt na jedzenie i później zabijanie ich w rzeźniach, hodowla zwierząt na futra, wykorzystywanie zwierząt w laboratoriach podczas testów i badań, które są dozwolone przez polskie prawo. Pamiętajmy, że legalne nie oznacza etyczne.
W przypadku myśliwych
większość wyroków stanowiły umorzenia, aż 21,7%(!), pozbawienia wolności na okres próby (czyli tzw. wyrok w zawiasach – 45,7%), uniewinnienia czy zdumiewająco niskie kary grzywny. Warto zauważyć, że skala umorzeń wobec sprawców w badanych sądach wynosiła średnio 13,3% – w przypadku spraw dotyczących myśliwych jest znacznie wyższa – ponad 20%.
Czas na przykłady
Sąd Rejonowy w Olsztynie, (przy nieobecnym prokuratorze) wydał wyrok na dwóch myśliwych, którzy „na terenie leśnym Koła […] wspólnie i w porozumieniu usiłowali dokonać zabicia psa poprzez oddanie w jego kierunku strzału z broni myśliwskiej […] jednak zamierzonego celu nie osiągnęli z uwagi na ucieczkę psa”. Sąd zdecydował postępowanie karne warunkowo umorzyć na okres próby 1 roku. Dodatkowo orzekł od każdego z oskarżonych świadczenie pieniężne w wysokości 600 zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Podobnie Sąd Rejonowy w Choszcznie umorzył postępowanie na okres próby 2 lat za zabicie psa przez myśliwego. Dodatkowo obarczył go świadczeniem pieniężnym w wysokości 2 tys. na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Sąd Rejonowy w Krośnie skazał myśliwego za zabicie psa z broni palnej na zapłatę 2500 zł. Biorąc pod uwagę to, że myśliwi z reguły należą do grup dobrze sytuowanych finansowo zapłata 600 zł czy nawet 2 tys. nie będzie dla nich dotkliwą karą. Tym bardziej że w żadnym z wyroków, które zbadaliśmy, pieniądze te nie zostały przeznaczone na leczenie poranionych przez nich zwierząt, odszkodowania dla opiekunów zabitych zwierząt (tak jakby pieniądze mogły zrefundować śmierć zwierzęcia) czy na organizację prozwierzęcą ratującą życie zwierząt.
To tylko przykładowe wyroki, podobnych im było więcej.
Prawdziwe „perełki”
Pośród wyroków znalazły się też prawdziwe „perełki” pokazujące nie tylko butę myśliwych, ale również lekceważenie ofiar przez sądy. Jeśli ofiarami były kobiety, często dochodził do tego seksizm i lekceważenie opinii, zeznań, doświadczeń osoby poszkodowanej ze względu na jej płeć. Doskonałym tego przykładem jest wyrok Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim. Nakreślając sytuację: kobieta wraz z psem wybrała się na spacer, pies szedł przy nodze kobiety. Oskarżony myśliwy tłumaczył, że „na skutek niewłaściwego rozpoznania celu z uwagi na zapadające ciemności, mgłę oraz porastającą obrzeże drogi roślinność był przekonanym, że oddaje strzał do dzika”.
Myśliwy nie tylko zabił psa spacerującego z opiekunką, ale bezpośrednio naraził zdrowie i życie kobiety. Jak ustosunkował się do tego sąd? Warunkowo umorzył na okres dwóch lat próby postępowanie oraz nakazał myśliwemu zapłatę świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej (czyli na rzecz skarbu państwa) 10 tys. zł. Ofiara nie otrzymała żadnej rekompensaty! Gorzej, dowiedziała się z uzasadnienia sądu wielu rzeczy o sobie m.in. tego, że właściwie sama sobie była winna (podobnie jak ofiary gwałtu zawsze są same sobie winne, a nie jest winny gwałciciel), że o mały włos nie została zastrzelona: „nosiła ciemne ubrania, bez żadnych elementów wyróżniających. Po oddaniu strzału X. usłyszał krzyk Y., stąd odłożył broń, wsiadł do pojazdu i wjechał w drogę gruntową podjeżdżając do wyżej wymienionej”. W ostatnim zdaniu pojawia się pewna nielogiczność – skoro oskarżony utrzymywał, że było mgliście i ciemno, to jak był w stanie oddać celny strzał? Musiał doskonale widzieć, gdzie znajduje się jego ofiara.
W uzasadnieniu sądu możemy przeczytać „parokrotnie przeprosił pokrzywdzoną, ta zaś go zwyzywała i uderzyła w twarz.[…] Sąd generalnie uznał za wiarygodne wyjaśnienia oskarżonego co do przebiegu zdarzenia, tj. co do tego, skąd przyjechał i gdzie zatrzymał samochód przed oddaniem strzału i jak postąpił po jego oddaniu (wjechał w drogę gruntową i podjechał do pokrzywdzonej). Wyjaśnienia te są od początku konsekwentne i nie odbiegają od zasad doświadczenia życiowego i logiki postępowania – trudno zakładać, by myśliwy chcąc cokolwiek upolować podjeżdżał samochodem terenowym tak blisko, przodem w kierunku zwierzyny i to oświetlając ją światłami pojazdu. Takie postępowanie byłoby nieracjonalne niezależnie od tego, do czego chciałby strzelić myśliwy.
Pokrzywdzona twierdzi wprawdzie inaczej, ale jej zeznania: pewność, gdzie zatrzymał się wg niej samochód i jak był usytuowany, nie są wiarygodne. Pokrzywdzona znajdowała się w szoku na skutek strachu, następnie wzburzenia, nie panowała nad emocjami, stąd wulgarne słowa kierowane do oskarżonego i uderzenie go w twarz (co sama przyznała). W takim stanie emocjonalnym jej zdolność postrzegania wszystkich okoliczności zdarzenia i zapamiętywania tych spostrzeżeń z pewnością była ograniczona – do tego, co w sprawie dla pokrzywdzonej było najważniejsze, tj. że zastrzelono jej psa i że o mało ona nie zginęła. Dodać należy, że nastawienie pokrzywdzonej do oskarżonego jest do dzisiejszego dnia emocjonalne i choć emocje te są uzasadnione okolicznościami, to jednak są one bardzo negatywne, stąd mogą także rzutować na składane zeznania poprzez subiektywizowanie zdarzenia, bądź wypieranie z pamięci niektórych okoliczności. […] Wersja przedstawiona przez oskarżonego jest z kolei logiczna, nie obarczona aż takimi emocjami, stąd również precyzyjna i w tej precyzji konsekwentna.”
Co możemy przeczytać w uzasadnieniu? „Sąd uznał za wiarygodne wyjaśnienia oskarżonego”, „wyjaśnienia są konsekwentne i nie odbiegają od zasad doświadczenia życiowego i logiki postępowania”, „pokrzywdzona twierdzi wprawdzie inaczej, ale jej zeznania […] nie są wiarygodne”.
Wyjaśnienia ofiary – kobiety są emocjonalne, ona sama jest, zdaniem sądu, rozchwiana emocjonalnie, rozhisteryzowana, niewiarygodna. Wiarygodny za to jest oskarżony – mężczyzna, myśliwy, osoba, która zabija zwierzęta. Ważną uwagą do uzasadnienia tego wyroku podzieliła się ze mną Katarzyna Biernacka, była prezeska Stowarzyszenia Empatia. Powiedziała, że „brak emocji, być może bardziej nawet niż ich nadmiar powinien być dla sądu zastanawiający, szczególnie jeśli dotyczy sprawcy takiego czynu”.
Bardzo podobna sytuacja dotyczyła umorzenia dochodzenia wobec myśliwego przez Prokuraturę Rejonową w Opolu w sprawie dwukrotnego znęcania się nad kotami poprzez okaleczenie ich za pomocą metalowych szczęk – sideł pozostawionych na posesji. Postępowanie umorzono, bo prokurator uznał, że podejrzany nie kierował się bezpośrednim zamiarem zadania cierpień zwierzętom i nie dopuszczał się ich świadomie. Rozkładał sidła na swojej posesji w sposób nieświadomy – może robił to nawet podczas snu? Któż to wie? Prokurator uznał za wiarygodne wyjaśnienia myśliwego, który wskazywał, że „w swym działaniu kierował się potrzebą zabezpieczenia posesji przed szkodnikami”.
Co można z tym zrobić?
Dlatego tak ważne jest wprowadzenie do Ustawy o ochronie zwierząt zapisu o odpowiedzialności karnej dla osób działających zarówno w zamiarze bezpośrednim, jak i ewentualnym! Pisaliśmy już o tym na naszym blogu. To utrudniłoby umarzanie postępowań przez prokuratury w sytuacjach jak ta opisana! Tutaj zróbmy małą dygresję – jeśli jeszcze nie podpisałeś/łaś naszej petycji w tej sprawie, to zachęcamy Cię do niezwłocznego złożenia podpisu!
Pamiętacie książkę Georga Orwella „Folwark zwierzęcy”? Pamiętacie, że były tam zwierzęta „równe i równiejsze”. Również i wobec polskiego wymiaru sprawiedliwości pewne grupy społeczne wydają się „równiejsze” niż inne. Bardziej uprzywilejowane. Czy myśliwi są jedną z nich – sami/me odpowiedzcie sobie na to pytanie!
Aśka Wydrych
Owca – co zrobiliśmy w 2016?
To już 7 rok naszej działalności. Zobacz, co udało nam się zrobić w 2016!
Dzięki dofinansowaniu z Programu Obywatele dla Demokracji:
– wspólnie ze Stowarzyszeniem Ekostraż opracowaliśmy raport „Jak Polacy znęcają się nad zwierzętami?” Powstał na podstawie prowadzonego razem przez cały 2015 rok monitoringu wymiaru sprawiedliwości i policji. Raport jest dostępny w 2 wersjach – skróconej i rozszerzonej.
Dzięki naszej pracy Zastępca Prokuratora Generalnego wydał rekomendacje dla podległych mu prokuratorów odnośnie prowadzenia spraw z zakresu ustawy o ochronie zwierząt, Ministerstwo Sprawiedliwości rozpoczęło pracę nad zmianami w Ustawie o ochronie zwierząt. Materiały na temat naszego monitoringu były szeroko komentowane w mediach m.in. w Gazecie Wyborczej, Radio Polskie Trójka, RMF, TVN i wiele innych! Powoływali się na niego także politycy, lobbując na rzecz zmian prawnych (posłanka PO Anna Nemś opierając się na naszym raporcie wystąpiła z interpelacją do Ministerstwa Sprawiedliwości);
– wspólnie ze Stowarzyszeniem Ekostraż opracowaliśmy rekomendacje pomonitoringowe mające na celu poprawę egzekucji zapisów Ustawy o ochronie zwierząt;
– wydrukowaliśmy raport i rozesłaliśmy go do najważniejszych instytucji w kraju, budując w ten sposób szerszą koalicje na rzecz postulowanych przez nas zmian prawnych;
– razem z Ekostrażą opracowaliśmy algorytm postępowania dla Policji w przypadku zgłoszenia zdarzenia z udziałem zwierząt. Przeznaczony jest dla dyżurnych i funkcjonariuszy Policji. Trafi on w najbliższym czasie do ośrodków szkolenia policji w całej Polsce.
– razem z Ekostrażą opracowaliśmy e-booka „Jak reagować w przypadku niehumanitarnego traktowania zwierząt?” skierowanego do osób prywatnych i przedstawicieli/lek organizacji prozwierzęcych. Dotyczy on efektywnego egzekwowania zapisów Ustawy o ochronie zwierząt i kontaktów z wymiarem sprawiedliwości w kontekście przestępstw na zwierzętach.
– razem z Ekostrażą zorganizowaliśmy w Warszawie konferencję prezentująca wyniki monitoringu i debatę specjalistów na temat zmiany prawa ochrony zwierząt na bardziej efektywne oraz możliwości egzekwowania go od przedstawicieli sądownictwa, prokuratur i służb mundurowych.
Program Obywatele dla Demokracji sfinansował również nasz rozwój instytucjonalny, dzięki któremu:
– przetłumaczyliśmy na język rosyjski zaktualizowaną „Książkę o prawach zwierząt”;
– przetłumaczyliśmy na język rosyjski ulotkę zachęcającą do weganizmu;
– wydrukowaliśmy i dystrybuowaliśmy wlepki i ulotki promujące weganizm i prawa zwierząt a także zachęcające do przekazania Owcy 1 %;
– opracowaliśmy nowe logo i nową stronę Owcy.
Dzięki przekazanym przez Was darowiznom i 1%:
– uratowaliśmy życie blisko 80 zwierząt. 50 z nich powróciło na wolność! (mogliśmy opłacić faktury za ich leczenie, mieć za co je karmić i leczyć). Reszta zwierząt wciąż pozostaje pod naszą opieką – możesz im pomóc przezimować, przekazując darowiznę!
– zakupiliśmy inkubator dla ratowania życia zwierząt
– mieliśmy za co karmić zwierzęta owadożerne – ptaki i jeże.
Dziękujemy serdecznie wszystkim osobom, które pomagały w 2016 ratować życie zwierząt! Bez Waszej pomocy nie udałoby nam się im pomóc!
Dzięki naszej pracy wolontaryjnej i zaangażowaniu udało się:
– razem ze Stowarzyszeniem Ekostraż i Fundacją Zwierzęta Krakowa lobbować za zmianą Ustawy o ochronie zwierząt – kontaktowaliśmy się z Ministerstwem Sprawiedliwości, spotykaliśmy się z przedstawicielami Prokuratury Krajowej.
– stworzyć petycję z naszymi postulatami do ministra sprawiedliwości i dotychczas zebrać 16 tys. podpisów
– przedstawiciel Ekostraży prezentował nasz wspólny raport na Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Przyszłość prawnej ochrony zwierząt w Polsce” na Uniwersytecie Wrocławskim
– opracowaliśmy przewodnik jak skutecznie ratować a potem opiekować się potrzebującym pomocy ptakiem.
– opracowaliśmy kilka artykułów o różnych formach wykorzystywania zwierząt przez ludzi – wszystkie są dostępne na naszej stronie: www.czarnaowca.org
– opracowaliśmy drugie, poprawione i poszerzone wydanie „Książki o prawach zwierząt”
– prowadzimy bloga na którym dzielimy się z Wami naszą praktyczną wiedzą: https://locoslocos.com/blog/
– udzieliliśmy setek fachowych porad dla osób z całej Polski w zakresie leczenia i opieki nad dzikimi zwierzętami.
– byliśmy jednym z partnerów Tygodnia Weganizmu organizowanego przez Stowarzyszenie Empatia
– po kilku latach merytorycznego opiniowania zapisów krakowskiego Programu przeciwdziałania bezdomności i otrzymywania z Urzędu Miasta odpowiedzi odmownych na nasze uwagi – w 2016 roku na Radzie Miasta Krakowa Pani Radnej Annie Szybist udało się przeforsować jedną z naszych uwag jako poprawkę do Programu: wydłużono okres dokarmiana kotów wolno żyjących.
Co zrobimy w 2017 roku?
To w dużej mierze zależy od Was! Wspierajcie nas darowiznami, ustawcie stałe polecenia przelewu, przekazujcie 1% na Owcę – dzięki Wam będziemy mogli działać jeszcze lepiej na rzecz zwierząt!