Czarna Owca Pana Kota

Razem z Ekostrażą zaczynamy nowy projekt strażniczy!

Po 5 latach od przeprowadzenia pierwszego w Polsce monitoringu egzekucji zapisów Ustawy o ochronie zwierząt razem ze Stowarzyszeniem Ekostraż wracamy do tego tematu.

Raport z monitoringu wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania „ Jak Polacy znęcają się nad zwierzętami”  upubliczniliśmy w 2016 roku. Od tego czasu pojawiła się nowelizacja Ustawy o ochronie zwierząt, a zastępca Prokuratora Generalnego rozesłał do podległych mu prokuratorów wytyczne odn. prowadzenia spraw z Ustawy o ochronie zwierząt.

Czy coś się zmieniło od tego czasu? Czy zmiana ustawy i wytyczne Prokuratury Generalnej wpłynęły na egzekucje zapisów karnych z Ustawy o ochronie zwierząt? Czy dane podawane przez Ministerstwo Sprawiedliwości nt. wzrostu aktów oskarżeń po nowelizacji są prawdziwe?

Mówimy: sprawdzamy.

A ty nam możesz w tym pomóc: zostań jawnym/ną obserwatorem/rką sądów, uczestnicz w rozprawach i monitoruj działalność sądów albo prowadź dla nas monitoring Internetu. Wypełnij formularz zgłoszeniowy  – zgłoś się już teraz!

W trakcie projektu przeprowadzimy ponownie monitoring tych instytucji, które monitorowaliśmy w latach 2014-2016: będą to wszystkie komendy wojewódzkie policji i  1/3 wszystkich w Polsce sądów i prokuratur rejonowych – łącznie prawie 300 instytucji.

Co jeszcze będziemy robić? Przeczytasz o tym już niebawem na podstronie projektu!

Projekt „Mają prawa? Sprawdzamy” realizowany jest dzięki dotacji otrzymanej w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy.

Nowy raport „Filantropi czy złodzieje” już jest!

Już jest dostępny w wersji elektronicznej raport o procedurze czasowego odbioru zwierzęcia. Podobnie jak poprzednie został opracowany wspólnie przez Owcę i Stowarzyszenie Ekostraż. Przez 9 miesięcy  wspólnie monitorowaliśmy 1/3 gmin, Samorządowych Kolegiów Odwoławczych i Wojewódzkich Sądów Administracyjnych pod kątem wydawania decyzji administracyjnych o odbiorze zwierzęcia, gdy opiekun się nad nim znęca.

Okładka raportu Filantropi czy złodzieje? O czasowym odbieraniu zwierząt

Czy instytucja czasowego odbioru zwierzęcia jest potrzebna? Może należy uszczelnić już istniejące przepisy?

Czy organizacje odbierające zwierzęta podczas interwencji to filantropi czy może złodzieje? Ratują  zwierzęta czy się na nich bogacą?

Co się dzieje ze zwierzętami po ich odebraniu opiekunowi?

Jak długo trwają postępowania decydujące o odebraniu zwierzęcia opiekunowi?

Wokół procedury odbioru zwierzęcia przez organizacje prozwierzęce narosło wiele mitów i wątpliwości. Nasz raport je rozwiewa, a także proponuje rozwiązania, które będą skutecznie chronić zwierzęta, jak też przeciwdziałać ewentualnym nieprawidłowościom.

Monitoring i opracowanie raportu mogliśmy zrealizować dzięki dotacji w ramach Programu Demokracja w Działaniu Fundacja Batorego

Za nami kolejny rok działań dla zwierząt – podsumowanie 2018

W 2018 roku Owca obchodziła 9 lat swojej działalności dla zwierząt. To był dobry rok!

Dzięki Waszym darowiznom, wirtualnym adopcjom i pieniądzom z 1%;

– wybudowaliśmy wolierę dla kolejnych ptaków – tym razem sierpówek.

– byliśmy w stanie opiekować się zwierzętami, które dożywotnio znajdują się pod naszą opieką – leczyć je, zapewniać im jedzenie, ale także przyjmować kolejne zwierzęta potrzebujące pomocy. W 2018 roku liczba naszych stałych podopiecznych – ptaków, które nie mogą wrócić na wolność – wzrosła do 50 ptaków.

– wypuściliśmy kolejne wyleczone ptaki na wolność;

wydaliśmy zaktualizowane II wydanie „Książki o prawach zwierząt” – w nowej szacie graficznej, z nowymi rozmowami ( rozmowy petardy: z dr Sylwią Spurek , Zastępczynią Rzecznika Praw Obywatelskich, Marcinem Anaszewiczem , dyrektorem strategicznym Urzędu Miasta w Słupsku), nowymi podrozdziałami i materiałami edukacyjnymi do zajęć na podstawie książki. Możesz dołożyć się do dodruku książki i zamówić książkę poprzez naszą zbiórkę https://locoslocos.com/ksiazka/

– zakupiliśmy nebulizator dla chorych ptaków i kotów znajdujących się pod opieką Fundacji;

Dzięki dotacji z Programu Demokracja w Działaniu Fundacji im. Stefana Batorego ;

– razem ze Stowarzyszeniem Ekostraż kontynuowaliśmy monitoring rozpoczęty w 2017 roku i  dotyczący wykonywania kar orzeczonych  z Ustawy o ochronie zwierząt. Efekty możecie sprawdzić w gotowym raporcie.

– kontynuowaliśmy monitoring dotyczący standardów wykorzystywania zwierząt do pracy w służbach mundurowych. Przeczytaj raport!

– razem ze Stowarzyszeniem Ekostraż opracowaliśmy bezpłatną platformę e-learningową z Ustawy o ochronie zwierząt www.zwierzetaiprawo.org przeznaczoną dla przedstawicieli/lek wymiaru sprawiedliwości, Policji, organizacji prozwierzęcych oraz mediów. Poszczególne kursy e-learningowe koncentrują się na praktycznym stosowaniu wiedzy i są dostosowane do specyficznych potrzeb różnych grup zawodowych.  Zachęcamy do korzystania!

– zorganizowaliśmy konferencję prasową na temat wyników monitoringu wykonywania kar z Ustawy Ochronie zwierząt! Media podjęły temat , a informacje o naszych monitoringach znalazły się w Gazecie Prawnej, w Faktach TVN, Radiu Tok FM, Oko.press, Polsacie, Gazecie Wyborczej portal weekend.gazeta.pl, Radiu dla Ciebie, Polskim Radiu, RMF24, strajk.eu! Braliśmy tym samym czynny udział w debacie publicznej nad kształtem Ustawy o ochronie zwierząt.

Dodatkowo

– przeprowadziliśmy monitoring jednostek Wojska Polskiego pod kątem wykorzystywania żywych zwierząt do szkoleń żołnierzy wojsk specjalnych, prowadziliśmy działania pomonitoringowe dowiadując się o warunki bytowe zwierząt w KWP w Krakowie; Wyniki zawarliśmy w raporcie!

– kontynuowaliśmy zbieranie podpisów pod petycją o zmianę Ustawy o ochronie zwierząt

-udzielaliśmy setek fachowych porad dla osób z całej Polski w zakresie leczenia i opieki nad dzikimi zwierzętami.

– razem z innymi organizacjami prozwierzęcymi  współorganizowaliśmy drugą paradę Animal Love Parade w Poznaniu w 2018 roku

– publikowaliśmy teksty i wypowiadaliśmy się w mediach nt. praw zwierząt, wyników naszych monitoringów, media szeroko informowały o wynikach naszych monitoringów.  Na nasze raporty „Osadzeni za zwierzęta” i „Jak Polacy znęcają się nad zwierzętami”  powoływały się opiniotwórcze media np. Gazeta Prawna i Tok FM. Nasze raporty wzbudziły również zainteresowanie Najwyższej Izby Kontroli.

– objęliśmy patronatem/matronatem dwie wyjątkowe książki: Darka Gzyry „Dziękuję za świńskie oczy. Jak krzywdzimy zwierzęta” wydaną przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej i Petera Singera „Wyzwolenie zwierząt” wydaną przez Wydawnictwo Marginesy.

– prowadziliśmy dla Was blog dzieląc się naszą wiedzą

– opiniowaliśmy lokalizację ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt w Krakowie.

Co zrobimy w 2019 roku?

Nie poddajemy się i w nowy rok 2019 wchodzimy z nowymi pomysłami na działania dla zwierząt i poprawę ich sytuacji w Polsce! To będzie już 10 rok działalności Owcy i mamy nadzieję, że nie ostatni!

Możesz nam w tym pomóc – wspierając nasze działania darowiznami, ustawiając stałe polecenie przelewuadoptując wirtualnie jednego z naszych podopiecznych, przekazując 1% na Owcę!

Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy mogli dalej działać ratując-edukując -inspirując!

Cena życia, czyli codzienność w przychodni weterynaryjnej

Przed pierwszym dniem pracy w przychodni weterynaryjnej, byłam pełna entuzjazmu – i to mimo wcześniejszych przykrych doświadczeń w kontakcie z ludźmi podczas ratowania życia zwierząt . Byłam przekonana, że do weterynarza przychodzą tylko osoby chcące pomóc zwierzętom. Niestety już po pierwszym odebranym telefonie zmieniłam zdanie: Halo, czy to weterynaria? Chce uspać psa, bo już stary.

 

Obowiązek szczepienia psów przeciwko wściekliźnie zmusił opiekunów zwierząt do cyklicznych wizyt u weterynarza. Wielu z nich przy okazji szczepienia dopytuje się o  niepokojące objawy, które zauważyli u swojego psa. Nie mam im tego za złe i jak najbardziej rozumiem, że jesteśmy zabiegani, a dodatkowo chcemy oszczędzić zwierzętom stresu związanego z ciągłymi wizytami. Są jednak klienci, którzy wymagają, aby lekarz weterynarii w ciągu 15 minutowej wizyty, bez wykonywania żadnych  badań, podał diagnozę i zaproponował plan leczenia, najlepiej taki, który nie wymaga nakładów finansowych. Po roku sytuacja się powtarza, a następnym razem spotykamy się dopiero, kiedy zwierzę jest już bardzo złym stanie i np. dusi się na oczach opiekuna/ki.

Nie wiem, dlaczego  przyjęło się, że osoby pracujące w przychodniach weterynaryjnych są traktowane jako swoiści wolontariusze, a za ich pracę nie należy się wynagrodzenie. A pracujemy równie ciężko, co lekarze/lekarki, pielęgniarze/pielęgniarki. Nikt chyba nie kwestionuje konieczności płacenia tym osobom za wykonywanie swego zawodu. W przypadku personelu weterynaryjnego uważa się, że z racji miłości do zwierząt, powinni oni swoje usługi świadczyć za półdarmo.

Dla większości zwierzę to zabawka

Pewnego dnia, do gabinetu wbiegła przerażona kobieta. Trzymała psa na rękach. Usłyszałam pies zjadł całe opakowanie ibupromu, jakieś 30 minut temu. Nie zastanawiając się, poprosiłam kobietę, by zważyła psa, w międzyczasie zaczęliśmy przygotowywać kroplówkę oraz leki prowokujące wymioty. Kiedy wróciłam, pani oświadczyła, że nie zapłaci za wizytę i tak naprawdę przyszła tylko po to, by dowiedzieć się, jak może leczyć psa domowymi sposobami. Niektórzy nawet nie przychodzą ze zwierzęciem do lecznicy – od razu podając im ludzkie leki z nadzieją, że jakoś to będzie. Potem zwierzę trafia do weterynarza w stanie agonii, dowiadujemy się, że od tygodnia dostawało paracetamol, bo miało gorączkę; mojemu dziecku pomogło, kiedy gorączkowało. Wyrządzone szkody są często nieodwracalne, a zwierzę zostaje skazane na dożywotnie przyjmowanie preparatów wspomagających m.in. wątrobę. Nie trudno obliczyć, że w sumie koszty są o wiele wyższe.

Najgorzej z wszystkich zwierząt domowych mają gryzonie i zajęczaki. W sklepie zoologicznym można nabyć je już za dziesięć złotych. Handluje się również oseskami, które powinny być jeszcze z matką. Małe słodkie kuleczki sprzedają się jak świeże bułeczki, a jeśli już ktoś zdecyduje się z takim stworzeniem odwiedzić gabinet, jest zszokowany, że koszt wizyty wynosi więcej niż zakup zwierzęcia.

Gryzonie i zajęczaki (ale też i ptaki) to zwierzęta, które w naturze są ofiarami, tak więc uzewnętrznienie objawów choroby oznacza dla nich śmierć. Nie wokalizują swojej choroby jak psy, cierpią w milczeniu i trafiają do gabinetów dopiero w momencie skrajnego wyniszczenia, niejedzące od tygodnia, z guzami większymi od bazowej masy ciała. Niestety dla sporej części tych pacjentów nie ma już ratunku.

W pierwszym tygodniu mojej pracy przyszła kobieta z chomikiem oraz córką w wieku przedszkolnym. Dziecko płakało, martwiło się o chomiczkę. Zwierzę nie jadło ani nie piło od paru dni, leżało w trocinach. Okazało się, że chomik spadł i uderzył się o ostrą krawędź klatki, gałka oczna została poważnie uszkodzona. Przez zaniedbanie opiekuna rozwinął się stan zapalny oraz ogromny ropień wypychający pozostałość oka. Zadecydowaliśmy o amputacji gałki ocznej, jednak ze względu na zły stan zdrowia chomiczki, zabieg został odłożony na dzień następny. Chomiczka dostała kroplówkę, nakarmiono ją pipetą (ze względu na ogromny ból i obrzęk nie była w stanie samodzielnie jeść), dostała również leki przeciwbólowe oraz antybiotyk, zdrenowano ropień. Umówiłyśmy się na zabieg. Po niecałej godzinie odebrałam telefon. Pani mówiła półgłosem, że dziewczynkę odwiezie do babci na weekend, a sama przyniesie chomika, aby poddać go eutanazji. Potem kupi dziecku kolejnego chomika. Odmówiliśmy wykonania eutanazji, zwierzę było młode, po podaniu kroplówki oraz leków wyraźnie się ożywiło. Tłumaczyłam, że zwierzęta bardzo dobrze radzą sobie w takich przypadkach i,  nie spodziewamy się żadnych komplikacji w trakcie zabiegu. Kobieta była nieugięta, a zanim rzuciła słuchawką, zakomunikowała że w takim razie wyrzuci chomika w parku. Na zabiegu się nie pojawiła.

Innym razem, przyszedł mężczyzna, by umówić się, na jak to nazwał, „szybką wizytę”. Tłumaczył, że nie jest stąd  – właśnie się wprowadzali – i  przez przypadek chomika przygniotła szafa. Opowiadał mi to cały czas się śmiejąc i wie pani, w sumie to nic mu się nie stało, chodzi normalnie oraz je, ale wypadło mu oko. Wytłumaczyłam spokojnie, że zwierzę bardzo cierpi i jak najszybciej należy je zbadać oraz  operacyjnie wyczyścić oraz zaszyć oczodół. Usłyszałam: a to nie może Pani go jakoś na szybko bez znieczulania zszyć? Bo my nie mamy czasu i kasy, a to tylko chomik.

 

W kolejnym dniu tuż przed zamknięciem przyszła cała rodzina z myszoskoczkiem. Pomyślałam, że to fajnie, że wszyscy się o nią troszczą. Zwierzę od jakiegoś czasu było osowiałe. Myszoskoczka już na pierwszy rzut oka była w kiepskiej kondycji, futerko matowe, zwierzę wychudzone, wyziębione, a podczas badania zemdlało. Zabraliśmy ją na salę zabiegową, gdzie dostała płyny z witaminami, tlen, leki. Kiedy zwierzę odpoczywało na macie grzewczej usłyszałam pukanie, a po chwili wysunęła się głowa klientki, która bez emocji stwierdziła; a to już proszę nie ratować. Zwierzę opuściło klinikę w dobrej formie, niestety na kontroli już się nie pojawiło. Jakiś czas później rodzina kupiła rasowego psa modnej rasy.

Była też świnka, która złamała bocznego zęba, a pozostałe wbijały się jej w policzki. Była karmiona najtańszą mieszanką i przez to otyła. Trzeba było jak najszybciej wykonać korekcję zębów oraz wprowadzić zdrową dietę. Opiekunka odmówiła ze względu na brak środków. Proponowaliśmy różne rozwiązania, tłumacząc, że bez tego zabiegu zwierzę nie będzie w stanie jeść i umrze z głodu. Pani usiadła na ziemi i krzycząc zażądała eutanazji. Jeszcze 15 minut temu przekonywała nas, że kocha świnkę jak własne dziecko, by po chwili szantażować nas emocjonalnie: dam mu w domu łopatą w łeb i zakopię w ogrodzie. Po wielogodzinnych rozmowach dała się przekonać do zabiegu. Gdy trafiają do nas świnki, to najczęściej mają powykręcane pazury, pododermatitis oraz niedobory witaminy C. Oznacza to, że zwierzęta były trzymane w ciasnych klatkach na brudnym podłożu. A ich opiekunowie nie mieli bladego pojęcia o podstawowych potrzebach tego gatunku.

Inną sytuacją, która zapadła mi w pamięć, to mężczyzna, który był przekonany, że jego królik jest chory psychicznie, ponieważ dostaje ataku szału i nie pozwala nikomu spać, gryząc pręty w klatce. Zapytałam, czy królik jest wypuszczany z klatki, czy ma gryzaki, zabawki. Pan był zaskoczony: przecież to królik. Dzieci czasem głaskają. Wcale się temu królikowi nie dziwię.

Takich przykładów mogłabym opisać setki. Dla większości osób przychodzących do naszego gabinetu zwierzę jest rzeczą, przedmiotem nabytym, do którego mają całkowite prawo. Zdarzają się osoby, które porzucają stare zwierzęta lub wyłudzają środki na leczenie zwierzęcia, a nawet ludzie, którzy kradną rasowe psy, lub tacy, którzy pozbywają się niemodnego psa, aby kupić szczeniaka, który jest aktualnie „trendi”. Zwierzęta często pochodzą z pseudohodowli. Jedna z Pań wyznała na wstępie, że kupiła w pseudohodowli, bo cena była okazyjna no i żal je było, że pies taki biedny, więc wzięła psa, zapłaciła i uciekła, żeby nie patrzeć na to, co tam się dzieje. Pies był nieszczepiony, zarobaczony, z pchłami, świerzbem i parwowirozą. Cudem przeżył.

Trafiła do nas również kotka brytyjska, która była maszyną do rodzenia kociąt. Był to cień kota, ważyła niecały kilogram. Musiała mieć uszyte specjalne ubranko, gdyż marzła nawet w czasie upałów. Mimo naszych starań, nie udało się jej uratować.

Nie chcę płacić, to nie moje zwierzę

Katalizatorem do napisania tego tekstu była sytuacja zwierząt bezdomnych i dzikich. Wielokrotnie trafiały do nas zwierzęta powypadkowe, niczyje, wymagające natychmiastowej pomocy.

W pamięci zachowałam szczególnie przypadek psa po wypadku komunikacyjnym. Był spory, około dwudziestokilowy. Został przyniesiony przez kierowcę, który był świadkiem potrącenia zwierzęcia przez inny samochód. Pies był w złym stanie. Miał poważne otwarte złamanie oraz krwotok wewnętrzny, wymagał natychmiastowej specjalistycznej operacji. Miał chipa, udało nam się skontaktować z opiekunką, od której dowiedzieliśmy się, że  przebywa zagranicą, a pies jest pod opieką rodziców.  Pomimo jasnego przekazu z mojej strony, że pies musi zostać natychmiast przewieziony do kliniki, w której jest odpowiedni sprzęt do diagnostyki, Pani kazała dać sobie chwilę na przemyślenie sytuacji. Osoba, która przywiozła psa zadeklarowała, że zawiezie psa do kliniki. I w tym momencie zadzwonił telefon, że ktoś już jedzie po psa i sam go zabierze do kliniki. Mijały kolejne minuty, w których stan psa gwałtownie się pogarszał. Wykonałam wiele ponaglających telefonów. W końcu usłyszałam a niech mi Pani da już z tym spokój, to tylko pies, a emocjonuje się Pani, jakby dziecko tam umierało. Po około godzinie, przyjechał ojciec opiekunki psa. Na jego widok pies resztką sił podniósł swój kudłaty łebek i zamerdał ogonem. Tak to córki pies, proszę uśpić, nie będę płacić za zabieg, to już stary pies – córka kupi sobie nowego. Bez żadnych emocji wyszedł. Pies cierpiał fizycznie i psychicznie. Człowiek, który przywiózł psa, zadeklarował pokrycie kosztów leczenia. Nie było to już jednak koniecznie – pies umarł.

Prócz zwierząt udomowionych trafiają też dzikie, głównie ptaki i gryzonie. Na ogół przychodzą dzieci proszące o pomoc: bardzo proszę o pomoc, w piaskownicy siedzi chory szczurek. Wydaje mi się, że gdzieś tracimy tę dziecięcą wrażliwość.

Kiedyś zadzwonił mężczyzna, który na swoim balkonie znalazł gołębia. Ptak był przemoczony, nie mógł latać. Nikt nie chciał udzielić mu pomocy. Pomimo przepełnienia lecznicy, nie odmówiliśmy, zaznaczyłam jednak, że nie jesteśmy ośrodkiem pomocy dzikim zwierzętom i ze względu na brak finansowania, nie udzielamy bezpłatnego leczenia. Gołąb był w kiepskiej kondycji, miał rozległe obrażenia w obrębie mostka, otwarte złamanie nogi i wielokrotne złamanie palców z przemieszczeniem. Przeszedł poważną operację. Czekała go długa rehabilitacja. Jeszcze tego samego dnia zjawił się Pan, dopytać o stan zdrowia ptaka. Dowiedział się, że stan gołębia jest ciężki, ale stabilny. Poprosiłam o zapłatę symbolicznych 50 zł, które nie pokrywały nawet połowy kosztów materiałów zużytych do zabiegu (nie liczyliśmy użytych leków, usługi, hotelikowania, pokarmu, opieki, opatrunków i innych materiałów zużywalnych) – jednak Pan był oburzony i nie zamierzał zapłacić: gdybym wiedział, że to będzie tyle kosztować, to bym go tam zostawił, żeby zdechł. 50 zł to mniej niż jedno wyjście na piwo czy  restauracji. Czy to naprawdę tak wiele za uratowanie czyjegoś życia?

Nie zliczę, ile razy dziennie odbieram telefony w sprawie dzikich zwierząt. Niektóre zaczynają się tak :

-Czy u Państwa można bezpłatnie zostawić rannego ptaka? Bo w innej klinice powiedziano mi, że mam płacić za śrubowanie skrzydła, co oni sobie wyobrażają, jak chcą, to niech sobie śrubują.

-Witam, mam tu rannego ptaka, proszę przyjechać, bo zajmuje mój parapet. Jak to mam sam przywieść!? Mieszkam daleko, nie będę płacić za bilet.

-Na mojej posesji siedzi gołąb, ale wie Pani, trochę się brzydzę to dotknąć, bo roznosi to zarazki.. zabierze go sobie Pani? (osoba dzwoni z woj. podkarpackiego.)

Zrobiłam mały research wśród znajomych i okazało się, że 90% deklarowało, że nie zapłaciłoby za usługę weterynaryjną dzikiego zwierzęcia! Jako powód podawali, że nie jest to ich zwierzę. Tak naprawdę jest to zwierzę niczyje. Ani nie weterynarza, ani nie fundacji. Według prawa należy do skarbu Państwa, co oznacza, że jest dobrem wspólnym, więc wszyscy mamy obowiązek o nie dbać.

Wiele osób jest zaskoczonych, że weterynarz odmówił przyjęcia zwierzęcia bezdomnego/dzikiego. Z przejęciem opisują sprawę na Facebooku. Ukrywają jednak fakt, iż za leczenie nie zamierzali zapłacić. Przychodnia weterynaryjna odmawia, dlatego, że nie jest w stanie pokryć kosztów związanych z opieką nad kolejnym ptakiem, kotem czy szczurem. Jednorazowo nie są to wielkie koszty, lecz takich zwierząt mogą być miesięcznie setki. Należy im zapewnić nie tylko leki, ale również lokum, opiekę , pokarm odpowiedni dla danego gatunku. Jeśli z jakichś powodów nie możecie zapłacić za leki, zaoferujcie wolontariat. Tylko działając razem możemy uratować więcej istnień!

Ciężka praca

Jest mi niezwykle przykro, że dzięki tym doświadczeniom stałam się nieufna. Byłam uczestniczką wielu nieprzyjemnych zdarzeń. Obrażano mnie, poniżano, próbowano okraść. Jedna starsza kobieta wręcz szarpała mnie za ubranie, ponieważ próbowaliśmy uratować jej 2 tygodniowe kocię, które ona całkowicie zaniedbała. Maleństwo zostało przyniesione w torebce damskiej, ściśnięte pomiędzy portfelem i bibelotami. Zwierzę było nieprzytomne w stanie hipoglikemii i hipotermii. Dosłownie zjadane przez pchły. Kota należało inkubować, podać leki, tlen. Kobieta nie chciała na to pozwolić, uważała że możemy to wszystko zrobić na jej piersi.

Wiele osób odmawia operacji guzów, które wręcz utrudniają normalne funkcjonowanie zwierzęcia. Dochodzi wtedy do przerzutów, zwierzę traci siły, przestaje jeść. Nawet w takiej sytuacji odmawia się swoim podopiecznym fundamentalnego prawa do godnej, bezbolesnej śmierci. Zwierzęta umierają w agonii. Odbieram potem telefony: piszczał całą noc, nie dało się spać. Rano zdechł. Waży z 30kg, więc nie mam gdzie tego zakopać. Czy utylizacja jest darmowa? Przyjedzie Pani po to, bo ciężkie, a ja nie mogę dźwigać.

Zdarzają się osoby, które decydują się na zabieg, a już po fakcie informują, że nie zapłacą całej kwoty. Ktoś taki rzuca na ladę 50zł, obiecując, że resztę dopłaci za miesiąc i nigdy więcej nie pojawia się w gabinecie. Sytuacji, gdy klient wybiega z gabinetu, omijając recepcję, jest mnóstwo. To ja Pani zapłacę za tydzień albo za dwa – nie raz słyszałam. Kiedy klientka spostrzegła moje zdziwienie dodała, no skąd człowiek wie, że będzie musiał zapłacić? Ja tylko na wizytę przyszłam! Wytłumaczyłam, że wizyta jest płatna i że proszę o zwrot leków do momentu zapłaty. Ledwo uniknąłem pobicia, a Pani wykrzykiwała na całą poczekalnię, że jestem okrutna i jej pies cierpi przeze mnie.

Nie chciałabym zostać źle zrozumiana, zdaje sobie sprawę, że w życiu może różnie być.

Czasem może zabraknąć na ratowanie zdrowia i życia naszego przyjaciela. Są wtedy różne możliwości, można poprosić o zapomogę na rzecz leczenia zwierzęcia Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, można zorganizować zbiórkę w Internecie, można utworzyć bazarek, można poprosić lecznicę o rozłożenie na raty. Ponadto decydując się na zwierzę, powinniśmy rozważyć opiekę nad nim również pod kątem finansowym.

Jeśli decydujemy się na dużego psa, musimy wziąć pod uwagę, że ewentualne leczenie będzie o wiele droższe niż takiego, który waży 2kg . Trudno oczekiwać od gabinetu, aby wykonał usługę za darmo. Aby przychodnia sprawnie funkcjonowała, musi inwestować w sprzęt, rozwój pracowników, dbać o odpowiednie zatowarowanie. Jednym słowem musi się stale rozwijać. Nie jest w stanie tego zrobić bez środków finansowych.

Żyjemy w czasach, w których dobra materialne są ważniejsze niż czyjeś życie. Kupujemy smartfony, telewizory, nowe ubrania, a nie potrafimy przeznaczyć 50 zł na uratowanie czyjegoś życia. Zamykamy oczy i nie chcemy dostrzec wołania o pomoc. Uważamy, że na pewno zrobi to ktoś inny. Czas zdać sobie sprawę, że nie ma nikogo innego i jeśli nie wykażemy inicjatywy, to zwierzę umrze.

 

Tak – będzie to czasochłonne, tak – wydasz pieniądze, ale dzięki Tobie to zwierzę przeżyje! Czy istnieje lepsza nagroda? Dla mnie nie. Dlatego dalej będę pomagać. I zachęcam was serdeczne do tego samego!

Gabriela Klara, Techniczka Weterynarii

Nowy raport „Osadzeni za zwierzęta” jest już dostępny!

„Osadzeni za zwierzęta” to kolejny raport z pionierskich na gruncie polskim monitoringów prowadzonych wspólnie przez naszą organizację i Stowarzyszenia EKOSTRAŻ.

Dwa lata temu opublikowaliśmy wspólnie raport z monitoringu wymiaru sprawiedliwości, prokuratur i Policji w zakresie egzekucji zapisów Ustawy o ochronie zwierząt „Jak Polacy znęcają się nad zwierzętami?”.  Tym razem przyglądamy się skuteczności wykonywania kar za przestępstwa popełnione na zwierzętach.

Raport jest dostępny w materiałach do pobrania. Czytajcie i udostępniajcie znajomym w mediach społecznościowych!

Wnioski z monitoringu porażają. Okazuje się, że wśród skazanych odbywających kary pozbawienia wolności w 2016 roku znajdowało się tylko 0,2% skazanych z Ustawy o ochronie zwierząt. Skazani trafiają do więzień po upływie kilkunastu miesięcy, a w wielu przypadkach nawet kilku lat od uprawomocnienia się wyroku. Jeden ze skazanych – rekordzista – na karę czekał aż 6 lat!

Mężczyzna w 2015 roku zabił bobra, został skazany na 5 miesięcy pracy społecznej, a ponieważ jej unikał, został osadzony w zakładzie karnym. Dopiero w 2017 roku.

W 2006 roku Stephen D. zagłodził na śmierć 11 koni. Został skazany na rok pobawienia wolności z warunkowym zawiesze­niem na 5 lat. Sąd w 2010 roku uchylił warunkowe zawieszenie. Stephen D. odbył karę dopiero w 2013 roku i to w formie dozoru elektrycznego.

Mężczyzna w 2009 roku udusił psa kablem elektrycznym, otrzymał karę grzywny, ale jej nie zapłacił. Po trzech latach został zamknięty w więzieniu.

Mężczyzna zastrzelił dwa psy z karabinka pneumatycznego w 2013 roku, został skazany w 2015 na 3 miesiące pozbawienia wolności. Do zakładu karnego trafił w 2017 roku.

A to tylko kilka z przykładów ujawnionych w naszym raporcie.

Raport powstał w ramach Programu Demokracja w Działaniu finansowanego z funduszy Fundacji im. Stefana Batorego.

Olej palmowy – piekło zwierząt

Olej palmowy jest składnikiem coraz większej liczby produktów. Można go znaleźć w słodyczach, słonych przekąskach, margarynach, w tzw. junk food. Również w produktach mających czysto roślinny skład. Olej palmowy wyparł olej słonecznikowy czy rzepakowy produkowany lokalnie w wielu krajach. Dlaczego? Bo jest tańszy, a z 1 hektara plantacji palmy oleistej można uzyskać w ciągu roku 4-5 ton oleju palmowego – to 4 razy więcej niż w przypadku innych typów oleju.

Pamiętajmy jednak, że nie wszystko co się opłaca finansowo jest etyczne i etycznie usprawiedliwione.

Olej palmowy uprawiany jest głównie w Indonezji i Malezji – te kraje wytwarzają 85-90% globalnej produkcji oleju palmowego, 6% globalnej produkcji przypada na Amerykę Południową – głównie Kolumbię, Ekwador i Peru.

Olej palmowy wzbudza spore kontrowersje. Dlaczego jest nieetyczny?

Po pierwsze – zwierzęta

Przy karczowaniu lasów pod sadzenie palmy oleistej są zabijane orangutany i słonie. Jak podaje Lori Gruen w „Entangled Empathy” rocznie ginie około 6 tys. orangutanów. Należy dodać, że 80% naturalnych habitatów orangutanów zostało już zniszczonych. Osierocone dzieci zamordowanych zwierząt trafiają do niewoli, są wykorzystywane do pracy ponad siły w sektorze turystycznym (są w brutalny sposób tresowane do posłuszeństwa człowiekowi). Część złapanych orangutanów płci żeńskiej trafia do domów publicznych w różnych krajach, nie tylko na Borneo czy Sumatrze, ale również w krajach europejskich, np. w Niemczech lub Holandii. Najgłośniejszym przypadkiem seksualnego niewolnictwa orangutanów była orangutanica Pony. Została uprowadzona ze swojego naturalnego środowiska i umieszczona w domu publicznym w wiosce Kareng Pangi. Była tam zmuszana do prostytucji, codziennie golono jej całe ciało, tak by jak najbardziej przypominała człowieka. Dzięki The Borneo Orangutan Foundation została odebrana oprawcom w 2003 roku – miała wtedy około 6 lat i nie wiadomo jak długo trwał jej koszmar. Organizacja musiała korzystać ze wsparcia armii i policji, bo osoby stręczące Pony zorganizowały mieszkańców wioski do obrony miejsca, w którym było uwięzione zwierzę. Pony w 2013 roku została wypuszczona po długim przygotowaniu do ponownego życia na wolności, wraz z 7 innymi uratowanymi orangutanicami.

Po drugie – ludzie

W wyniku produkcji oleju palmowego cierpią również ludzie. Są pozbawiani ziemi i domów, przymusowo wysiedlani, by w miejscach ich dotychczasowego zamieszkania tworzyć plantacje palmy oleistej.  Hiszpańska organizacja pozarządowa Human Rights Everywhere zajmująca się ochroną praw człowieka wspólnie z belgijską organizacją Coordination Belge pour la Colombie opracowała raport „The flow of palm oil Colombia –Belgium/Europe. A study from a human rights perspective”. Raport przedstawia wielość form przemocy na mieszkańcach Kolumbii dokonywanej dla korporacji produkujących olej palmowy przez paramilitarne prawicowe bojówki. Były wśród nich: morderstwa związkowców walczących o prawa pracownicze na plantacjach, morderstwa robotników pracujących na plantacjach, zastraszanie związkowców, morderstwa lokalnych liderów przeciwstawiających się praktykom korporacji, masakry ludności, tortury, przemoc seksualna, uprowadzenia, nielegalne zagarnianie ziemi, przymusowe wysiedlania – indywidualne i zbiorowe, szantaże. Wszystko to, by tworzyć klimat terroru i zastraszać ludzi przeciwnych wysiedleniom i tworzeniu kolejnych plantacji.

Po trzecie – planeta

Efektem pojawiania się kolejnych plantacji jest wycinanie lasów deszczowych, co w konsekwencji prowadzi do zmian klimatycznych (wzrost emisji dwutlenku węgla).  Wylesienia odpowiadają za około 10% emisji gazów cieplarnianych. Przez ostatnie 20 lat w Indonezji i Malezji zostało zniszczonych 13.500 mil kwadratowych lasu (około 35 tys. km² – czyli około 1/10 powierzchni Polski) , by zrobić miejsce pod plantacje. Przy utrzymaniu dotychczasowego tempa produkcji oleju palmowego już w 2022 r. zostanie zniszczonych 98% lasów na Borneo i Sumatrze. Z kolei ścieki powstające przy produkcji oleju zanieczyszczają ekosystemy wodne i lądowe.

I po czwarte – zdrowie

Olej palmowy wcale nie jest zdrowy. Olej palmowy utwardzony, który jest używany w przemyśle spożywczym ma wysoką zawartość kwasów tłuszczowych nasyconych, co wpływa niekorzystnie na układ sercowo-naczyniowy, ma działanie miażdżycogenne, podwyższa poziom cholesterolu, może przyczyniać się do powstawania cukrzycy typu II.

Roślinny – nie wegański

Olej palmowy jest roślinny, ale nie jest wegański. Jest wytwarzany z roślin, ale jego produkcja wiąże się nierozerwalnie z zabijaniem oraz krzywdzeniem ludzi i innych zwierząt. 

Weganizm to nie tylko dieta, jedna z wielu do wyboru, to przede wszystkim filozofia zgodnie z którą powinniśmy zmierzać do wykluczenia wszelkich form wykorzystywania zwierząt. Weganizm to nie tylko troska o zwierzęta, ale również o ludzi, którzy też są zwierzętami. Zgodnie z takim podejściem olej palmowy jest nieetyczny.

Unikajmy oleju palmowego

To, co możemy zrobić dla zwierząt i ludzi cierpiących w wyniku produkcji oleju palmowego, to rezygnacja z produktów zawierających olej palmowy. Również ten certyfikowany, bowiem zgodnie z informacjami podawanymi przez organizacje zachodnie – certyfikowanie jest wątpliwą metodą – korporacje zaledwie na 10% całościowej produkcji oleju mogą pochwalić się certyfikatem etyczności, pozostałe 90% oleju palmowego pochodzi z niecertyfikowanych upraw. Po prostu są oszczędni i nie chcą przepłacać.

Zmiana zależy tylko od nas. Od Ciebie – decyduj o losie zwierząt, ludzi i planety przed półką sklepową.

Aśka Wydrych

Czy w Polsce mieszkają zoofile?

Polska chyba naprawdę tonie w zoofilii – i nie jest to przesada. Skala tego zjawiska nas zszokowała i przeraziła. Od ponad pół roku monitorujemy z jakich wyszukań w Internecie trafiają na naszą stronę www.czarnaowca.org zainteresowane osoby. Okazało się, że na stronę, na której opublikowaliśmy tekst o zoofilii i przemocy seksualnej wobec zwierząt wchodzi wielu – jak sądzimy – zoofili. Wyszukania w Internecie, z których trafiają na stronę nie pozostawiają żadnych złudzeń, co do tego, czego szukają:

seks zwierząt
kobiety piepszone przez zwierzęta
jak gwałcic krowe
darmowy seks zwierzat kobiet
czy ludzie kopulujom ze zwierzentami
filmy sksualne domowych zwierzat
ZOOFILIA MĘŻCZYZN
zwierzętaseks
wykorzystanie seksualne kotow
zoofilia extremalna
zoofilia z dżikimi zwierzętami
zoofilia gwalty
niewolnice gwałcone przez zwierzęta
choroba po kontakcie seksualnym za zwierzetami
waginy zwierząt
kobiety używały zwierząt do seksu
beastforum wprowadzic
zoofilia kobiety ze zwierzętami
zofilia zexxxx
seks z zwierzętami

(zachowujemy pisownie oryginalną).

Jaka jest skala zoofilii?

Temat zoofilii i przemocy seksualnej wobec zwierząt jest tematem ciężkim, dla większości osób trudnym do zaakceptowania. Badania w tym zakresie są nieliczne, słabo jest też znana skala tego zjawiska. Pewien ogląd może dawać nam liczba zarejestrowanych użytkowników największego internetowego forum zoofilskiego – BeastForum – aż 1 200 000 użytkowników.

Zoofilia w Polsce jest bardziej rozpowszechniona, niż powszechnie się o tym myśli.

Alfred Kinsey przeprowadził badania w latach 1948 i 1953 w Stanach Zjednoczonych, z których wynika że około 8% męskiej populacji Stanów Zjednoczonych miało przynajmniej raz kontakt seksualny ze zwierzęciem. Przy czym pośród chłopców i mężczyzn żyjących na wsi odsetek ten wzrastał aż do 40%. Statystyka były zdecydowania niższa wśród kobiet i wynosiła 3%.

W 1974 roku Morton Hunt przeprowadził kolejne badania, z których wynikało, że seksualne kontakty ze zwierzętami może mieć  1,9% kobiet i 4,9% mężczyzn.  Tematem zoofilii zajmowała się również psychoterapeutka Hani Miletski, która przeprowadziła rozmowy z blisko 100 zoofilami. Ich wyniki opublikowała w książce „Understanding Bestiality and Zoofilia”. Książka jednak budzi niepokój jeśli chodzi o relatywizowanie tematu zoofilii, traktowanie jej jako orientacji i mówienie o niej w oderwaniu od kwestii ewidentnej przemocy wobec zwierząt.

Zwierzęta

Ważne jest by pamiętać, że zoofilia nie jest niegroźną perwersją, czy marginalnym zachowaniem.  Jest okrutną eksploatacją zwierzęcia, które ma ograniczone możliwości obrony. Kontakt seksualny odbywa się wbrew woli zwierzęcia, które swój  sprzeciw może jedynie wyrazić szarpiąc się, wyrywając, płacząc.

Ze względu na różnice anatomiczne gwałt zoofilski kończy się dla zwierzęcia często śmiercią lub trwałym kalectwem. Najczęstszymi efektami są wewnętrzne krwawienia, rozerwane organy płciowe i narządy wewnętrzne. To są oczywiście najbardziej widoczne rany  – nie wiadomo jakie urazy psychiczne może natomiast wywołać gwałt u zwierzęcia.

Ofiarami zoofilii najczęściej padają psy, koty, króliki, kury, owce i konie. Przykładowo w Niemczech pomiędzy 1993 a 2000 rokiem zanotowano 1035 przestępstw seksualnych popełnionych wobec koni. Również w ostatnim czasie w Polsce media donosiły o atakach na konie i próbach dokonania gwałtu – sprawy zakończyły się karami grzywny.  Zasadnicze pytanie brzmi:  czy kara grzywny w wysokości 2 tys. zł jest odpowiednią karą?

Prócz aktów zoofilskich dokonywanych przez jednostki na konkretnych zwierzętach, jest jeszcze cała zorganizowana przemoc seksualna systemowo dokonywana na zwierzętach hodowanych na fermach przemysłowych na mięso i mleko.  Sztuczna inseminacja to rutynowy zabieg na fermach przemysłowych. Poddawane są mu wszystkie zwierzęta – krowy, świnie,  indyki, owce.  

Szczególnie dotyczy to ferm mleczarskich, gdzie krowy są ciągle zapładniane za pomocą ułatwiającego to sprzętu, oznacza to, że bycza sperma jest wprowadzana manualnie przez człowieka do pochwy krowy (krowy są unieruchamiane w tzw. rape rack – klatkach gwałtu), co oczywiście, generuje duży stres i ból dla krów.  Przyszli inseminatorzy uczą się poprawnego przeprowadzenia zabiegów sztucznego zapłodnienia na krowach, które jeszcze tego samego dnia mają trafić do rzeźni. Dzieje się tak dlatego, że niedoświadczony inseminator może dotkliwie poranić zwierzę, zwłaszcza w odbyt, zwieracz i w obszarze układu rozrodczego. W podobnie brutalny sposób pobiera się spermę od męskich osobników – używa się do tego celu sondy elektrycznej poddając zwierzę działaniu prądu aż do ejakulacji. Powoduje to u zwierzęcia niewyobrażalny ból. 100% indyków hodowanych w Stanach Zjednoczonych jest poddawanych takiej formie seksualnej przemocy.

Amerykańska organizacja PETA prowadziła tajne dochodzenia w rzeźniach. Aktywiści udokumentowali przemoc seksualną wobec zwierząt – począwszy od świń, na indykach zakończywszy. Wszystko zostało nagrane, a pracownicy chwalili się, że robią to regularnie.

Nie tylko zabijamy zwierzęta by produkować z nich mięso, którego wcale nie potrzebujemy do zdrowego i satysfakcjonującego życia,  nie tylko skazujemy je na życie w cierpieniu przez cały czas, jaki spędzają na fermach do swojej śmierci, ale również odbieramy im ostatnie resztki intymności, prawa o decydowania o sobie. Kontrolujemy nawet taką elementarną potrzebę, jaką jest seksualności i rozmnażanie. Jako ludzie odbieramy zwierzętom wszystko. 

Feministyczna pisarka  Carolyn Zaikowski trafnie zauważyła że „dopóki w użyciu będą poskramiacze i klatki gwałtu, będziemy żyć w świecie gwałcicieli”. Dlatego tak ważne jest, by dokonywać etycznych i przyjaznych zwierzętom wyborów konsumenckich – wyborów produktów wolnych od przemocy na zwierzętach, produktów roślinnych.  (dowiedz się jak to zrobić na naszej stronie Wybieram zwierzęta)

Symbolem wszystkich wykorzystywanych seksualnie i przetrzymywanych w domach publicznych m.in. na Sumatrze, Borneo, ale też i Holandii czy Niemiec orangutanów stała się Pony, uwolniona przez The Borneo Orangutan Survival Foundation. Została uprowadzona ze swojego naturalnego środowiska i zamknięta w domu publicznym w wiosce Kareng Pangi. Była tam zmuszana do prostytucji, codziennie golono całe jej ciało, by jak najbardziej przypominała człowieka.

Czy zoofilia jest w Polsce karana?

Mimo, że w Ustawie o ochronie zwierząt istnieje zapis o karalności zoofilii, sprawcy rzadko są karani. Podczas naszego rocznego monitoringu wymiaru sprawiedliwości i policji, jaki prowadziliśmy razem ze Stowarzyszeniem Ekostraż, wśród monitorowanych sądów rejonowych tylko w jednym znalazła się sprawa o zoofilię. Sąd w Dąbrowie Tarnowskiej rozpatrywał sprawę oskarżonego mężczyzny, który znęcał się psychicznie i fizycznie nad swoją rodziną – matką, ojcem i siostrą: bił, szarpał, wyzywał, groził śmiercią. Gwałcił psa i krowę. Sąd uznał, że za maltretowanie rodziny wystarczającą karą będzie – 1 rok i 6 miesięcy, za gwałcenie krowy  – 3 miesiące, za gwałcenie psa – 3 miesiące. Łącznie  otrzymał 2 lata pozbawienia wolności, ale karę ZAWIESZONO na okres próby 5 lat. Dodatkowo sąd zwolnił oskarżonego z ponoszenia kosztów i opłat sądowych.

(Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej o tym, jak polskie sądy traktowały sprawy przemocy wobec zwierząt i wobec kobiet przeczytaj koniecznie nasz wpis na ten temat.)

Nie oznacza to, że takich spraw nie ma – oznacza raczej nikłe zainteresowanie tym tematem, podobnie jak w ogóle tematem przemocy wobec zwierząt wymiaru sprawiedliwości.

Gdy Filip Barche w 2007 roku próbował zainteresować tematem zoofilii prokuraturę odbił się od muru (więcej o sprawie można przeczytać w artykule) . Podszywając się pod osobę zainteresowaną nawiązał kontakty z zoofilami (dostępny raport). Zebrane informacje, wraz z danymi takimi jak miejsca pracy czy telefony przekazał prokuraturze. Ta umorzyła jednak śledztwo uznając że „rozsyłanie zdjęć i filmów z zoofilią pocztą elektroniczną do konkretnych osób nie jest rozpowszechnianiem pornografii”, a także co wstrząsa, że „współżycie ze zwierzęciem, o ile nie zagraża jego życiu ani zdrowiu, nie jest ani znęcaniem, ani okrutnym traktowaniem ani rażącym zaniedbaniem zwierząt”!  Podobnie wygląda sprawa tzw. crush videos (są one wyjątkowo okrutną formą zoofilii – skupiającą się na maltretowaniu małych zwierząt: szczurów, myszy, chomików, królików –  piszemy o nich szczegółowo w osobnym wpisie)  nie została uregulowana w żaden sposób w Polsce, choć takie ustawodawstwo ma już duża część krajów np. USA, Filipiny, Wielka Brytania, Grecja.

Co robić?

Zwierzę nie może nigdzie zgłosić dokonanego na sobie gwałtu, ani nie może o nim zaświadczyć. To mogą zrobić tylko w jego imieniu ludzie, oni tylko mogą dochodzić sprawiedliwości dla zwierząt. 

Reagujmy na niepokojące symptomy u zwierząt, które nas otaczają. Nie zamykajmy oczu – zwierzęta nas potrzebują! Pomocny może być  opracowany przez Owcę i Ekostraż e-book jak reagować na przemoc wobec zwierząt . Tu szczególnie ważnym ogniwem są weterynarze i weterynarki, którzy jako pierwsi mogą mieć kontakt z wykorzystywanym seksualnie zwierzęciem.

Bądźmy uważni/uważne!

Aśka Wydrych

Co robią myśliwi w lesie?

Myśliwi zabijają rocznie ponad 900 tys. zwierząt. W sezonie łowieckim 2015/2016 zastrzelili ich 927 tys., w tym: 6 812 danieli, 75 447 jeleni, 187 971 saren, 310 329 dzików, 151 478 lisów, 88 449 bażantów i 90 325 kaczek. Są to oczywiście tylko oficjalne dane ze strony Polskiego Związku Łowieckiego – liczba zabitych zwierząt może być znacznie większa. Zenon Kruczyński, były myśliwy i autor książki „Farba znaczy krew” podaje, że może to być nawet 1,5 miliona rocznie.

Myśliwi nie przechodzą badań psychologicznych, mają dostęp do broni, którą mogą skrzywdzić zarówno ludzi jak i zwierzęta.

Kogo zabijają myśliwi?

Zwierzęta dzikie, które zgodnie z ustawą z dnia 13.10.1995 r. Prawo łowieckie stanowią własność Skarbu Państwa. Są to: łoś, jeleń szlachetny, jeleń sika, daniel, sarna, dzik, muflon, lis, jenot, borsuk, kuna leśna, kuna domowa, norka amerykańska, tchórz zwyczajny, szop pracz, piżmak, zając szarak, dziki królik,  jarząbek, bażant, kuropatwa, gęś gęgawa, gęś zbożowa, gęś białoczelna, krzyżówka, cyraneczka, głowienka, czernica, gołąb grzywacz, słonka, łyska.

Przez cały rok myśliwi mogą zabijać:

– norki amerykańskie, jenoty, szopy pracze,

– borsuki, tchórze, kuny na terenie obwodów łowieckich, gdzie występują cietrzewie lub głuszce,

– lisy na terenie obwodów łowieckich, gdzie występują cietrzewie lub głuszce,

– piżmaki na terenach rybackich obrębów hodowlanych,

– dziki, w tym: odyńce, wycinki, przelatki – tak myśliwi nazywają młode warchlaki w zależności od wieku, a lochy(dziki płci żeńskiej) mogą zabijać między 15.08 do 15.01 każdego roku).

Przez większą część roku mogą zabijać kozły i cielęta sarny, byki i cielęta jelenia. Łanie mogą zabijać z reguły od wczesnej jesieni do połowy zimy. Z dokładnym kalendarzem zabijania zwierząt można się zapoznać na stronie www.pzlow.pl.  Jest bardzo dokładnie rozpisany miesiąc po miesiącu.

Myśliwi zabijają cielęta jeleni i danieli, koźlęta saren, jagnięta muflonów, warchlaki dzików. Zabijają dzieci. Mogą zabijać dzieci dzików – warchlaki już od momentu, kiedy te skończą 1 dzień. Zabijane są również zwierzęta w ciąży lub zwierzęta opiekujące się małymi  (karmiące je) (locha dzika, łanie jeleni, saren).  Locha dzika może być zabita nawet na dzień przed porodem! Ciężarne łanie myśliwi zabijają do końca czwartego miesiąca ciąży (ciąża trwa 7 miesięcy), ciężarne sarny zabijają do końca szóstego miesiąca (ciąża trwa 9 miesięcy). Wszystko to odbywa się w zgodzie z obowiązującym prawem.

Kto kontroluje myśliwych?

Zgodnie z ustawą naczelnym organem administracji rządowej w zakresie łowiectwa jest minister właściwy do spraw środowiska. Również nadzór nad działalnością Polskiego Związku Łowieckiego sprawuje minister właściwy do spraw środowiska. Minister środowiska razem z ministrem rolnictwa, po zasięgnięciu opinii Polskiego Związku Łowieckiego określają w formie rozporządzenia roczny plan łowiecki, a także wieloletnie plany łowieckie.

Nie ma żadnych legalnych procedur, które miałyby chronić przed konfliktem interesów i wybraniem na ministra środowiska myśliwego, członka PZŁ. Tak też i się stało – w obecnym rządzie  ministrem środowiska jest J. Szyszko, który jest myśliwym. Jest to ewidentny konflikt interesu i sytuacja typu „lis pilnuje kurnika”.

Ilu jest myśliwych w Polsce?

Według danych Polskiego Związku Łowieckiego (z grudnia 2016 r.) członkami PZŁ jest ponad 120 tys. osób. W przeciągu ostatniego roku ich liczba wzrosła o kolejnych 4733 osób.

Myśliwymi są przede wszystkim osoby majętne, z tzw. establishmentu: politycy, księża, sędziowie, prokuratorzy, wysoko postawieni policjanci, lekarze weterynarii, lekarze, przedstawiciele biznesu i finansjery, leśnicy, tzn. miejscowa elita. Polowanie jest „rozrywką” dla bogatych, ludzi z establishmentu, którzy podczas polowań  zawierają przydatne znajomości, uzgadniają ważne dla nich sprawy, dogadują się biznesowo.

Wśród byłych i obecnych polityków polskich myśliwymi są m.in. minister środowiska J. Szyszko, dyrektor Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski, Paweł Kukiz,  Bronisław Komorowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Radosław Sikorski, Janusz Palikot, Dariusz Rosati, Elżbieta Radziszewska, Waldemar Pawlak. Co ciekawe posłanka Radziszewska jest w Parlamentarnym Zespole Przyjaciół Zwierząt. Mąż premier B. Szydło także jest myśliwym.

Kto może zostać myśliwym?

Żeby zostać myśliwym nie trzeba przejść ani badań psychologicznych, ani żadnych innych.

Myśliwi mimo, że korzystają z broni i mają ją w domu, nie są w żaden sposób kontrolowani. Nie muszą się rozliczać z ilości wystrzelonej amunicji w przeciwieństwie np. do każdego policjanta.

Każda osoba, która jest pełnoletnia, korzysta z pełni praw publicznych, nie była karana za przestępstwa wymienione w prawie łowieckim, nabyła uprawnienia do wykonywania polowania i uiściła wpisowe może zostać członkiem PZŁ.

Czym dysponują myśliwi?

PZŁ ma rozbudowaną infrastrukturę: w Polsce działa 49 zarządów okręgowych i 2555 koła łowieckie, które dzierżawią 4698 obwody. W posiadaniu Polskiego Związku Łowieckiego jest 16 ośrodków –jak to nazywają  myśliwi „hodowli zwierzyny” i 1 stacja badawcza. PZŁ dysponuje również rozbudowaną siecią miejsc noclegowych m.in. w leśniczówkach i w hotelach.  Myśliwi promują swoją  „działalność” m.in. poprzez organizowanie pogadanek „ekologicznych” w szkołach i przedszkolach.

Co o sobie mówią myśliwi?

Przedstawiają się jako „obrońcy zwierząt”, „obrońcy przyrody”. Kryjąc się pod enigmatycznymi i jawnie wprowadzającymi w błąd określeniami, opowiadają o tym, jak „humanitarnie redukują nadpopulację zwierząt, eliminując osobniki chore i stare”, „dokarmiają zwierzęta zimą i umożliwiają im przetrwanie”. W ustawie jako cele łowiectwa są wymienione:

– ochrona, zachowanie różnorodności i gospodarowanie populacjami zwierząt łownych;

– ochrona i kształtowanie środowiska przyrodniczego na rzecz poprawy warunków bytowania zwierzyny;

– uzyskiwanie możliwie wysokiej kondycji osobniczej i jakości trofeów oraz właściwej liczebności populacji poszczególnych gatunków zwierzyny przy zachowaniu równowagi środowiska przyrodniczego;

– spełnianie potrzeb społecznych w zakresie uprawiania myślistwa, kultywowania tradycji oraz krzewienia etyki i kultury łowieckiej.”

Co to oznacza w rzeczywistości?

„Eliminacja osobników słabych, starych czy młodych”,  „redukcja nadpopulacji”  to inne słowa na zabicie zwierzęcia. Myśliwi stworzyli cały misterny język, który ma służyć ukryciu prawdy, zamaskowaniu tego, co naprawdę robią ze zwierzętami. Ukryciu morderstwa, które jest dokonywane na zwierzęciu.

Zamiast krwi jest farba, zamiast jelit i żołądka jest miękkie, zamiast klatki piersiowej jest komora, zamiast żuchwy jest gwizd. Nie ma kości jest badyl. Zamiast krwi, kości, narządów wewnętrznych w miejscu gdzie zostało zabite zwierzę jest zastrzał.

Myśliwi dokarmiają zwierzęta, by przyzwyczaić je do tego, że jedzenie jest dostępne w określonych miejscach (nęciskach). Miejsca te są ZAWSZE położone w pobliżu ambon, z których myśliwi zabijają zwierzęta. Zwierzę przyzwyczajone przychodzi do takiego nęciska, gdzie w ambonie czeka już na nie myśliwy.

W latach 2015/2016 jak można przeczytać na stronie PZŁ myśliwi wydali 23 024 522,49 zł na dokarmianie zwierząt, by potem móc je łatwo zabić. Dokarmianie przez myśliwych powoduje, że zwierzęta szybciej dojrzewają płciowo i rozmnażają się w szybszym tempie, niż by się to działo, gdyby samodzielnie szukały pokarmu. Ale więcej zwierząt, to więcej możliwości zabijania ich – i to jest na rękę myśliwym. Zatem dokarmianie zwierząt przyczynia się do wzrostu populacji zwierząt, tak by myśliwi mieli na kogo polować.

Myślistwo = śmierć, cierpienie, długa agonia zwierząt.

Myśliwi zabijają wszystkie zwierzęta, nie tylko te które określają jako „chore, ranne czy słabe” (pytaniem otwartym pozostaje dlaczego zwierzęta słabe, stare, niedoświadczone mają umrzeć?). Do „odstrzału” wybierają zwierzęta dorodne, w sile wieku, takie, które będą się dobrze prezentować jako „trofeum”.

W ¼ przypadków – jak wskazuje były myśliwy Zenon Kruczyński – myśliwi dobijają ranne zwierzę, bo nie zostało od razu zabite. Często do dobijania wykorzystywane są psy myśliwskie, które szarpią krwawiącą ofiarę. Po zabiciu zwierzęcia myśliwi patroszą je, wyrzucając organy wewnętrzne – jelita, serce, wątrobę. Podczas polowań okazjonalnych typu „noworoczne”, „gwiazdkowe”, czy na dzień św. Huberta układają zwierzęta w formie „pokotu” i napawają się swoim „dziełem” fotografując martwe zwierzęta.  Nierzadko postrzelone zwierzęta wykrwawiają się w lesie, o ile uda im się uciec i schować przed myśliwymi. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że tzw. postrzałki to również zwierzęta z odstrzelonymi kończynami, rozerwanymi brzuchami, wlokące za sobą wnętrzności. Umierające w cierpieniu w wyniku poniesionych makabrycznych obrażeń.

Polowania mogą być indywidualne lub zbiorowe. Mogą odbywać się z nagonką, czyli z ludźmi (często wykorzystywane są do tego dzieci) mocno hałasującymi kołatkami, by przestraszyć i wypłoszyć zwierzęta.  Ludzie zabijający zwierzęta podczas polowań często są pijani – pisze o tym w swojej wstrząsającej książce „Farba znaczy krew” były myśliwy Zenon Kruczyński

W polowaniach uczestniczą psy myśliwskie (które też są ofiarą myśliwych), które są tresowane do tego, by tropić, aportować lub rozszarpywać ofiarę. Tresowane są w specjalnych ośrodkach, gdzie przetrzymywane są zwierzęta dzikie – najczęściej lisy i dziki (traktowane przez myśliwych jako „szkodniki” – dowiedz się więcej o traktowaniu zwierząt jako „szkodniki” z naszego wpisu).

Jak to wygląda? W wywiadzie Zenon Kruczyński mówił:

Przytoczę historię z pisma łowieckiego. Myśliwy opisuje, jak uczył młode psy aportowania dzikiej gęsi. Przestrzelił skrzydło, zapakował ptaka do bagażnika, przywiózł na podwórko i wypuścił młode psy. Ptak zdołał się obronić zdrowym skrzydłem i dziobem, więc myśliwy puścił doświadczonego wyżła, który pokazał, jak się chwyta i zabija. Gdyby takie okrucieństwo spotkało zwierzę domowe, ten człowiek mógłby nawet trafić do więzienia”.

Myśliwi zabijają cielęta jeleni i danieli, koźlęta saren, jagnięta muflonów, warchlaki dzików. Zabijają dzieci. Mogą zabijać dzieci dzików - warchlaki już od momentu, kiedy te skończą 1 dzień.

Myśliwi są również wykorzystywani do wyręczania miast w tzw. opiece nad dzikimi zwierzętami. Gdy do miast zapędzą się w poszukiwaniu jedzenia dzikie zwierzęta, myśliwi dostają zlecenia na „pozbycie się” ich. Zwierzęta te nie zostaną wywiezione do lasu czy w inne mniej lub bardziej naturalne dla nich miejsce, zostaną zabite. Zabija się w ten sposób m.in. dziki, łosie, sarny, kuny, lisy, ptaki drapieżne a nawet gołębie. Przykładowo w Krakowie przez lata przetargi na interwencję w sprawach dzikich zwierząt wygrywała myśliwska firma Kaban. Obecnie ponownie, tym razem pod zmienionym szyldem jako „Dzikie pogotowie”, ludzie związani z byłą firmą Kaban dostali miejskie zlecenie na pomoc dzikim zwierzętom. Możemy sobie tylko wyobrazić jak pomagają…

Zdelegalizować!

Badania opinii społecznej wskazują, że prawie 70 procent Polaków nie akceptuje działań myśliwych, prawie 79% Polaków nie chce, by ktokolwiek był karany za utrudnianie polowań, ponad 81% uważa, że właściciel ziemi ma prawo nie wpuścić na swoją ziemię myśliwych, a ochrona własności prywatnej jest ważniejsza niż polowanie.  Na światło dzienne wychodzą kolejne informacje z myśliwymi w roli głównej: myśliwi zabijający zwierzęta domowe, myśliwi zabijający ludzi, myśliwi stanowiący zagrożenie dla postronnych osób.

Ludzie, którzy nie są badani psychologicznie, mają dostęp do broni, którą mogą skrzywdzić zarówno ludzi jak i zwierzęta. Może już czas przestać mówić o „cywilizowaniu myślistwa”, a zacząć mówić o prawie zwierząt do życia, a ludzi do bezpieczeństwa, może już pora mówić o wprowadzeniu zakazu myślistwa?

Aśka Wydrych

Po co zwierzętom zmiana prawa?

Dlaczego chcemy zmiany prawa? Bo ta zmiana jest potrzebna. Bo zwierzęta jej potrzebują. Bo zwierzęta zasługują na szacunek. Bo ludzie, którzy krzywdzą zwierzęta* powinni się bać sprawiedliwej kary. Bo sprawcy i sprawczynie nie mogą czuć się dłużej bezkarni.  Bo jak wynika z prowadzonego wspólnie ze Stowarzyszeniem Ekostraż monitoringu wymiaru sprawiedliwości i Policji w obecnym brzmieniu Ustawa o ochronie zwierząt po prostu nie działa!

Dlatego opracowaliśmy petycję do Ministra Sprawiedliwości,  Zbigniewa Ziobro: www.petycja.czarnaowca.org , dlatego też podejmujemy cały czas działania na rzecz zmiany: prezentujemy wyniki naszego monitoringu i zachęcamy do wsparcia naszych postulatów. Razem ze Stowarzyszeniem Ekostraż i Fundacją Zwierzęta Krakowa przekonaliśmy już do nich  Prokuraturę Krajową.  Dlatego wysyłamy nasz raport z monitoringu i rekomendacje do wszystkich decyzyjnych osób, które mają wpływ na zmiany.

Robimy to dla zwierząt!

Przeczytaj dlaczego potrzebna jest zmiana prawa i co należy zmienić w Ustawie o ochronie zwierząt

Co nie działa w obecnie obowiązującej Ustawie?

– dużym problemem jest to, że większość spraw prowadzonych  przez prokuratury ostatecznie jest umarzana ze względu na wadliwe zapisy ustawy. Zaledwie 19% wszystkich spraw kończy się w sądzie.

większość wyroków to wyroki pozbawienia wolności w dodatku orzekane w zawieszeniu (aż 86%).

nawet najbrutalniejsze przestępstwa nie są właściwie karane – większość z nich została ukarana wyrokami pozbawienia wolności w zawieszeniu nawet za spalenie kota w piecu centralnego ogrzewania, tłuczenie fretką o ścianę, głodzenie zwierząt gospodarskich, czy gwałcenie zwierząt domowych i gospodarskich!

sądy rzadko korzystały z orzekania środków karnych takich jak odebranie zwierzęcia, zakaz posiadania zwierzęcia czy orzeczenie nawiązki na rzecz organizacji pomagających zwierzętom.

Nasza petycja i wizja zmian różni się od większości petycji – choćby dlatego, że dokładnie wiemy jak powinny wyglądać zmiany, opieramy się na twardych danych zebranych podczas prowadzonego przez nas monitoringu.

Nasza petycja jest skierowana do Ministra Sprawiedliwości, bo ma on realną możliwość zmiany tej Ustawy w przeciwieństwie np. do petycji kierowanych do Prezydenta kraju czy Premiera.  Takie petycje są bardziej apelami, niż faktycznie mogą coś zmienić.

Uważamy, że największym problemem jest wysoki odsetek umorzeń i orzekanie kar, które nie są dotkliwe dla sprawców. Dlatego najważniejsze jest zwiększenie dolegliwości orzekanych kar. Wśród 897 spraw sądowych, które monitorowaliśmy znalazły się sprawy dotyczące tych samych osób. Dostawały one wyrok w zawieszeniu za znęcanie się nad zwierzęciem, po czym ponownie były oskarżane o to samo. I znów otrzymywały wyrok w zawieszeniu. Kara musi odstraszać i edukować. Kara w zawieszeniu nie spełnia tej funkcji! Dobrym rozwiązaniem są kary wolnościowe – dolegliwe dla skazanych. Należy zobowiązywać sprawców do wykonywania kontrolowanej, nieodpłatnej pracy, orzekać dotkliwe grzywny czy nawiązki, tak by skazani musieli wpłacić pieniądze na działania organizacji pomagających zwierzętom.

Co proponujemy?

1. Sporządzenie jednoznacznego spisu zachowań niedozwolonych wobec zwierząt.

2. Wprowadzenie odpowiedzialności karnej dla osób działających zarówno w zamiarze bezpośrednim jak i ewentualnym. Obecnie karane są tylko osoby, które skrzywdziły zwierzę  działając w zamiarze bezpośrednim.  O co chodzi? Zamiar bezpośredni to uczynienie krzywdy w sposób zaplanowany np. ktoś zaplanował, że wyrzuci psa przez okno.  Zamiar ewentualny to skrzywdzenie zwierzęcia w sposób nieplanowany np. przez brak wiedzy, niedbalstwo,  ignorowanie potrzeb zwierząt albo przy realizacji innego zamiaru. Przykład: ktoś zostawia zwierzę zamknięte w mieszkaniu bez wody i jedzenia i wyjeżdża na wakacje, zwierzę umiera. Obecnie ta osoba nie zostanie ukarana, bo nie planowała skrzywdzenia zwierzęcia, chciała tylko wyjechać na wakacje. Albo ktoś włamuje się do mieszkania, oprócz kradzieży dotkliwie rani  zwierzę, które tam się znajdowało.  Celem nie było znęcanie się nad zwierzęciem, tylko kradzież, dlatego zostaje skazany tylko za nią. Chcemy, by w takiej sytuacji osoby takie ponosiły konsekwencje swoich działań, i oczywiście zostały ukarane adekwatnie do krzywdy wyrządzonej zwierzęciu.

3. Podniesienie wysokości kar za przestępstwa wobec zwierząt i zróżnicowanie ich wysokości w zależności od zamiaru sprawcy (zamiar ewentualny, bezpośredni).

4. Orzekanie kar wolnościowych, które są dolegliwe dla sprawców – takich jak wysokie grzywny, ograniczenie wolności poprzez kontrolowaną i nieodpłatną pracę społecznie pożyteczną, nakładanie nawiązek na rzecz organizacji prozwierzęcych zamiast kar pozbawienia wolności w zawieszeniu, które nie są dotkliwe ani edukujące dla sprawców.

5. Zwiększenie wykorzystania w orzecznictwie sądowym nawiązek dla organizacji prozwierzęcych, tak by osoba krzywdząca zwierzę musiała przekazać  pieniądze na działania ratujące życie i zdrowie zwierząt.

➡ Podpisz naszą petycję: www.petycja.czarnaowca.org, udostępnij w mediach społecznościowych, powiedź o niej znajomym – potrzebujemy zebrać 25 tys. podpisów!

➡ Wesprzyj prowadzone przez nas działania na rzecz zmiany Ustawy (wysyłki raportów, dokumentów, przejazdy na spotkania w sprawie zmiany Ustawy, działania promocyjne i informacyjne) poprzez wpłatę darowizny: www.czarnaowca.org/wspieram. U nas żadna złotówka się nie marnuje!

Pomóż nam zmienić los zwierząt w Polsce! Tylko z Twoim wsparciem się to nam uda!

Fundacja Czarna Owca Pana Kota

* krzywdzą zwierzęta tylko w nielegalny sposób tzn. maltretują. Legalna krzywda tzn. hodowla zwierząt na jedzenie i później zabijanie ich w rzeźniach, hodowla zwierząt na futra, zwierzęta wykorzystywane w laboratoriach podczas testów i badań, zwierzęta zabijanie podczas polowań jest dozwolona przez polskie prawo.

Czy na wsi żyją potwory?

Podczas rocznego monitoringu wymiaru sprawiedliwości i policji w zakresie egzekucji zapisów Ustawy o ochronie zwierząt, który Fundacja Czarna Owca Pana Kota prowadziła razem ze Stowarzyszeniem Ekostraż, stworzyliśmy na bazie objętych monitoringiem wyroków profil typowego sprawcy przestępstw przeciwko zwierzętom.

Osobą najczęściej popełniającą przestępstwa na zwierzętach w latach 2012-2014 był mężczyzna w wieku 50-59 mieszkający na wsi. Jeśli sprawcą przemocy wobec zwierząt była kobieta, to była  w podobnym wieku i też w większości przypadków mieszkała na wsi.

wpis-o-potworach

Często w Internecie pod postami, artykułami dotyczącymi przemocy wobec zwierząt, pojawia się wiele komentarzy atakujących osoby mieszkające na wsi jako potwory bez serca, znęcające się w bestialski sposób nad zwierzętami. Nierzadko internauci/internautki określając osoby mieszkające na wsi używają najgorszych wulgaryzmów, a ich język jest pełen nienawiści. Czytając te wpisy i patrząc na wynikający z zebranych danych profil sprawcy – zadałam sobie pytanie: czy na wsi rzeczywiście mieszkają  potwory?

Rzeczywistość może być bardziej skomplikowana niż to, co wynika z monitoringu czy doniesień prasowych. Ludzie skazywani w sprawach o znęcanie się nad zwierzętami w większości byli osobami gorzej sytuowanymi, gorzej wykształconymi, bez zaplecza i wsparcia społecznego, ludźmi, którzy nie mieli możliwości sprawdzić w Internecie jak znaleźć wyjście z nieprzyjemnej dla nich sytuacji, czy opłacić prawnika, by ich wybronił z oskarżenia. To często ludzie, którzy nie byli w stanie sami  się obronić, osoby wykluczone społecznie. W przeciwieństwie np. do myśliwych czy ludzi z miasta, z pieniędzmi, koneksjami, ale też lepszym wykształceniem.

W obecnej polskiej rzeczywistości trzeba mieć dużego pecha, by sprawa o przemoc wobec zwierzęcia w ogóle trafiła do sądu. Zgodnie z wynikami naszego monitoringu dzieje się tak w zaledwie 19% spraw. To, że osoby te trafiły przed sąd i zostały skazane (86% wyroków pozbawienia wolności to wyroki orzekane w  zawieszeniu) świadczy o ich niezaradności życiowej, braku pieniędzy, a być może też niepełnosprawności intelektualnej i/lub psychicznej.  Może to znajdować potwierdzenie w upublicznionych w ostatnim czasie przez Rzecznika Praw Obywatelskich wynikach monitoringu dokonanego przez RPO w polskich zakładach penitencjarnych. Jak okazuje się przebywają w nich setki osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi lub psychicznymi. Trafiają tam, bo nie mają możliwości obronić się, trafiają tam, bo urzędnicy chcą się wykazać statystykami i przymykają oko na takie detale.

Nie usprawiedliwia to w żadnym wypadku osób znęcających się nad zwierzętami, ale rzuca światło na to, dlaczego tak dużo osób akurat ze wsi trafiło przed sąd. Nie dlatego, że są szczególnie źli, że są potworami, w przeciwieństwie do ludzi z miasta. Nie dlatego, że ludzie z miast nie krzywdzą zwierząt czy nie są wobec nich okrutni. Wcale nie.

Zło wobec zwierząt dzieje się wszędzie. Zwierzęta krzywdzi się pod każdą szerokością geograficzną, krzywdzą mężczyźni, kobiety, dzieci. Krzywda dzieje się codziennie w rzeźniach, na fermach, na których zamknięte są miliardy zwierząt, w laboratoriach, w sklepach, na uniwersytetach, w domach, klubach jeździeckich, w lasach podczas polowań, na poligonach wojskowych, cyrkach, na wsi, w mieście itp. Krzywda nie dotyczy tylko psów i kotów, dotyczy wszystkich zwierząt.

Antywiejskie wpisy dotykają i obrażają wszystkie osoby mieszkające poza tzw. centrum, nie tylko sprawców przemocy wobec zwierząt. Do tych ostatnich najprawdopodobniej nawet nie docierają. Nie zapominajmy, że większość  osób mieszkających we współczesnej Polsce to potomkowie chłopów pańszczyźnianych. Walcząc o prawa zwierząt, nie dajmy się zwieść syreniemu śpiewowi uprzedzeń i stereotypów.

Aśka Wydrych

Zachęcam do przeczytania naszego raportu z monitoringu „Jak Polacy znęcają się nad zwierzętami?”  oraz publikacji Fundacji Przestrzeń Kobiet „O wsi bez uprzedzeń”.